Na początku lipca zrealizowałem swoje postanowienie i wyruszyłem w podróż najdłuższym szlakiem rowerowym w Polsce - Green Velo.
W tej części i kolejnych wakacyjnego cyklu, będę starał się przybliżyć Czytelnikom szlak ze swojej perspektywy oraz opisać całą wyprawę. Dlaczego wybrałem się w podróż właśnie tam? Odpowiedź znajdziecie tutaj [KLIK].
Szlak Green Velo podzielony został na tak zwane Królestwa Rowerowe. Każde z nich posiada szczegółową mapę z zaprezentowanym przebiegiem szlaku, profilem trasy, lokalizacją MOR'ów oraz z najciekawszymi atrakcjami wraz z ich krótkim opisem. Na mapie znajdziemy również inne wyznakowane lokalne szlaki rowerowe, które mogą być alternatywną trasą lub ciekawym uzupełnieniem szlaku głównego.
My zaczynamy od początku (a może końca?) w Elblągu w Królestwie Rowerowym „Nad Zalewem Wiślanym”. Ponieważ zaczynamy późnym popołudniem mamy jeden cel - szybkie poszukiwania noclegu nad wspomnianym zalewem. Pierwsze kilometry to zazwyczaj test roweru, poprawności zamontowanego ekwipunku, jego w miarę równomiernego rozłożenia, sprawdzenia czy rower dobrze się prowadzi, jak pracują przełożenia przy nowym obciążeniu, czyli jazda próbna. Zawsze trzeba dokonać pewnych korekt, poprawek, aby resztę dystansu spokojnie i pewnie przejechać.
Pierwszą noc spędzamy nad Zalewem Wiślanym przy plaży. Ranek zaczynamy od zwiedzania wsi Kadyny. Zaproponował nam to spotkany wieczorem okoliczny pasjonat dziejów tej ziemi. To dawna wieś krzyżacka. Zasłynęła na początku XX wieku z produkcji ceramiki. W lokalnej manufakturze powstawała majolika do dekoracji budynków, a następnie utworzono tu dużą zmechanizowaną cegielnię. Wszystko to za sprawą cesarza Wilhelma II, który otrzymał Kadyny w prezencie od jej dawnego właściciela. Dziś ta mała wieś zadziwia różnorodnością ceglanych, ciekawie zdobionych budowli. Obejrzeć można też ciekawy, przebudowany na polecenie cesarza zespół dworski, w którym dziś mieści się hotel.
Przez Tolkmicko jedziemy do Fromborka. Postanowiliśmy skrócić trasę i pojechać asfaltem, ponieważ szlak nie był tu zbyt ciekawy, zwłaszcza dla załadowanych sakwami rowerów. Droga ta też okazała się nie najlepsza z uwagi na trwającą jej przebudowę na niemal całym odcinku. Na szczęście rowerem można przejechać lekko bokiem, nie czekając po 10 minut na światłach. We Fromborku kierujemy się na Wzgórze Katedralne. To tu pełniąc funkcję kanonika kapituły warmińskiej Mikołaj Kopernik, pracował nad stworzeniem podwalin współczesnej astronomii. Zwiedzamy katedrę, niestety prace remontowe zakrojone na dużą skalę chwilowo psują klimat świątyni, jak i jej najbliższego sąsiedztwa. Trzeba by za jakiś czas tu wrócić i zobaczyć ich efekty.
Pogoda się psuje, niestety taka będzie przez najbliższe dziesięć dni, przelotny, czasem intensywny deszcz, silny wiatr i temperatura w przedziale 12-18 stopni. Jak to powiadają, sorry taki mamy klimat…
Wjeżdżamy do kolejnego Królestwa Rowerowego - „Warmia i okolice” i kierujemy się na jego stolicę - Lidzbark Warmiński. Rozkopanymi drogami, docieramy do Braniewa, dalej jest jeszcze gorzej, asfalt zerwany, jedziemy po lekko utwardzonej, rozmokniętej podbudowie drogi. Na szczęście w Pieniężnie roboty się kończą. Zostajemy chwilę w mieście żeby obejrzeć ruiny zamku Kapituły Warmińskiej. Spacer po Pieniężnie jest dość przygnębiający. Podczas nalotów dywanowych na Królewiec, miasto uległo zniszczeniu niemal w dziewięćdziesięciu procentach. Jak podają kroniki w nienaruszonym stanie pozostało tylko siedem domów i kościół. Niestety ślady zniszczeń widoczne są w zabudowie i układzie miasta do dziś. Do Lidzbarka Warmińskiego docieramy około osiemnastej. Niestety zamykają już Zamek Biskupów Warmińskich dla zwiedzających, więc zdążyliśmy tylko wejść i zobaczyć jedynie imponujący dziedziniec z krużgankami. Zamek zaliczany jest do najcenniejszych gotyckich zabytków w Polsce, jest doskonale zachowany i robi naprawdę imponujące wrażenie. Spacerujemy wokół. Nieopodal budowli wzniesiono amfiteatr, w którym odbywają się znane zapewne czytelnikom Festiwale Kabaretowe, ale z afiszów można było wyczytać, że również liczne koncerty. Sceneria idealna. Przy zamku biegnie szlak Green Velo, wjeżdżamy więc na trasę, która za miastem wyprowadza nas na leśną drogę, wyglądającą na dawną linię kolejową. Nawierzchnia jest szutrowa, ale w bardzo dobrym stanie. Tu znajdujemy dogodne miejsce na rozbicie namiotu w pobliżu MOR-u. Wykorzystanie starych linii kolejowych to rewelacyjne rozwiązanie. Szlak po takiej dawnej trasie prowadzi nas przez kilkanaście kilometrów. Jazda po takiej nawierzchni nie jest uciążliwa, mamy znikome spadki terenu, droga jest niemal bezkolizyjna z ruchem kołowym. Grenn Velo podprowadza nas do Stoczka Klasztornego, jednak o tej interesującej miejscowości i o Północnych Mazurach opowiem w następnej publikacji.
Bogdan Tuła
REKLAMA
REKLAMA