Express-Miejski.pl

Lepiej umierać ze wspomnieniami niż z marzeniami

Robert Zięcina - uczestnik Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski

Robert Zięcina - uczestnik Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski fot.: mp

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Wysokie prędkości, ostre zakręty, czasem balansowanie na granicy życia po to, by dotrzeć na metę szybciej od rywali. Irracjonalne?

- Niekoniecznie, choć wielu może tak uważać, biorąc od uwagę powszechną opinię jaka krąży o motocyklistach. To po prostu pasja, choć bardziej ryzykowna niż wiele innych - mówi Robert Zięcina, 26-latek ze Stoszowic, uczestnik Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski.

Na motocyklu jeździ od ośmiu lat, choć już jako nastolatek interesował się motoryzacją. Jak jednak przyznaje, niekoniecznie imponowały mu drogie i szybkie auta. Dużo większy podziw w jego oczach od zawsze wzbudzali motocykliści na sportowych maszynach. - Nie wiem czym było to spowodowane. Może tym, że samochodem potrafi jeździć niemal każdy. Motocyklem już niekoniecznie - odpowiada. - Kilkanaście lat temu rzadko można było ujrzeć motocyklistę z prawdziwego zdarzenia przejeżdżającego przez wioskę. Samochody były praktycznie u każdego. Ryk silnika motocykla jadącego przez wieś działał na mnie jak podwójne espresso. Często rzucało się wszystko i wybiegało przed dom, żeby zobaczyć jak jedzie i gestęm ręki machało się do kierującego żeby dodał gazu - mówi o początkach miłości do motocykli 26-latek.  

Uciekał ze szkoły by podglądać mistrza

Zaczynał od motorynki jako nastolatek. „Fachu” uczył się koło domu, ale początki były bardzo trudne. - Bywały momenty, że dochodziłem do wniosku, że to nie dla mnie. Wtedy jeszcze bardziej doceniałem klasę tych, którzy jeżdżą. Pamiętam, że spore problemy miałem z ruszeniem, a jak już się udało to zostawałem w miejscu, a motoryka po strzeleniu ze sprzęgła odleciała na parę metrów w powietrzu. Jak dziś o tym myślę, to śmieję się, ale wtedy nie było tak wesoło. Później przyszła nauka jazdy na skuterze. Jak załapałem o co chodzi to wstydziłem się jednak wyjeżdżać na drogę. Powód był śmieszny. Skuter był brzydki i się wstydziłem, a poza tym nie można było zmieniać biegów, a to przecież największa frajda - relacjonuje swoje początki Robert.

Przełomowym momentem był okres szkoły ponadgimnazjalnej. Wtedy stoszowiczanin złapał zajawkę na akrobacje na motocyklu. Ta co prawda dość szybko mu minęła, ale umiejętności nabyte podczas prób jazdy na jednym kole nauczyły go sporo. Głównie jeśli chodzi o kontrolę nad maszyną. - Niejednokrotnie uciekało się wtedy z lekcji by oglądać treningi Marcina Głowackiego, mistrza w tej dziedzinie. Dla nas jako początkujących był on wtedy idolem i niejako pozostał. Piękne czasy. Akrobacje na motocyklu to jednak pasja mega trudna, ale i zwyczajnie bardzo droga. Po intensywnych treningach sprzęt po prostu do niczego się już nie nadawał, a na remonty i naprawy brakowało pieniędzy - dodaje.

Swój pierwszy poważny motocykl kupił w wieku 18 lat. - Wydałem na niego wszystkie swoje oszczędności. Celem były po prostu luźne wypady z przyjaciółmi. Niestety z biegiem czasu większość zmieniła swoje priorytety. Niektórzy wyszli cało z tej pasji, innym się nie udało. Ja nie wyobrażałem sobie dalszego życia bez motocykla - dodaje 26-latek.

Miłość odkryta na nowo

Teraz Robert wraz ze swoim przyjacielem Tomaszem Sadkiem realizują się w wyścigach motocyklowych. - Lubimy adrenalinę, ale też cenimy sobie bezpieczeństwo zarówno swoje, jak i innych użytkowników dróg. Dlatego przenieśliśmy się na zamknięte tory i tam tak naprawdę na nowo odkryliśmy naszą miłość do motocyklów - opowiada Zięcina. Szybka jazda na zamkniętych torach tak bardzo pochłonęła duet, że po pierwszych amatorskich wyścigach utworzyli grupę B&K Racing. - Już na początku uzyskaliśmy wsparcie od firmy Globgranit, a także od rozwijającej się w Ząbkowicach Śląskich firmy Fit Fabryka, która dba o nasze przygotowanie fizyczne. W 2018 roku uczestniczyliśmy w szkoleniach, które przygotowały nas wstępnie do profesjonalnych wyścigów i zdania licencji. Jest ona niezbędna do tego by móc wystąpić w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski (WMMP). Cały okres kończący poprzedni sezon aż do debiutanckiego startu w WMMP polegał na przygotowaniu zaplecza finansowego, nowych motocykli i nas. Jeden wyjazd na zawody kosztuje łącznie 6 tys. zł. Mój motocykl kupiony od wicemistrza Polski kosztował 25 tysięcy, a motocykl do treningów 4 tys. zł. Kombinezon i kask to kwota około 7 tys. zł. Można powiedzieć, że na tą chwilę wkład sponsorski wynosi około 15 proc. potrzebnego budżetu, a na resztę pracujemy sami - opowiada o kosztownej pasji 26-latek.

Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia. Debiut w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski

Choć nie jest łatwo, Robertowi udało się przystąpić do tegorocznych Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostw Polski. Pierwsza runda odbyła się w połowie maja w Poznaniu. - Na zawody udałem się tylko z mechanikiem zespołu Dariuszem Wiśniewskim. Tomek wycofał się z pierwszej i kolejnej rundy z powodów zdrowotnych. Można powiedzieć, że od razu zostałem wrzucony na głęboką wodę. Przeżyliśmy trzy ciężkie, ale zarazem piękne dni na torze - relacjonuje. Sobotniego wyścigu nie zdołał ukończyć z powodu awarii motocyklu, w niedzielę zajął dziesiąte miejsce w stawce czternastu zawodników. - Jak na pierwszy raz na profesjonalnym torze jestem bardzo zadowolony z wyniku, tym bardziej, że tor był dla mnie swego rodzaju zagadką. Jechałem wcześniej na nim tylko raz podczas zdawania licencji. Od tamtego przejazdu do tego z mistrzostw poprawiłem swój czas o sześć sekund - mówi Zięcina. Do najlepszego motocyklisty stoszowiczanin stracił na ośmiu okrążeniach niespełna minutę, na najszybszym około 6.5 sekundy. Dziesiąte miejsce zajęte w niedzielnym wyścigu dało mu też pierwsze punkty do klasyfikacji generalnej.

- Celuję wysoko, ale w tym roku nie liczę na pioronujące efekty. Chciałbym oswoić się z każdym torem uwzględnianym w rundach, przyzwyczaić do stresu, a także ciężko pracować i szczebel po szczeblu wspinać się coraz wyżej. Najważniejsze, że spełniam swoje marzenia, bo lepiej umierać ze wspomnieniami niż z niezrealizowanymi marzeniami - kończy 26-latek.

Teraz przed Robertem Zięciną start w drugiej rundzie WMMP w Poznaniu, a pod koniec czerwca trzecia runda na Węgrzech na torze Pannonia Ring. Stoszowiczanin startuje w klasie Sport 600, a maszyna na której kręci coraz lepsze wyniki to Yamaha R6.

ms. / em24.pl

5

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

  • Lepiej umierać ze wspomnieniami niż z marzeniami

    2019-06-15 12:39:47

    gość: ~Prałat

    Jak umrzesz to i tak o wszystkim zapominasz.

    Gościu jest po prostu uzależniony od adrenaliny i tyle :P

  • 2019-06-15 15:58:49

    gość: ~Ziolik

    Wielki szacun dla Roberta za determinacje w spełnieniu marzeń,mam nadzieje że ten artykuł pomoże w uzyskaniu większej ilości sponsorów.

  • 2019-06-15 16:29:54

    gość: ~Ja3

    Dla takich artykułów tutaj zaglądam. BRAWO!

  • 2019-06-15 19:31:58

    gość: ~Jarecki

    Szacun...
    Powodzenia w spełnianiu marzeń....

  • 2019-06-16 18:24:21

    gość: ~życzliwy

    ostatnio dodany post

    " Niektórzy wyszli cało z tej pasji, innym się nie udało"- to chyba o jego szwagrze. Chłopie , nie ma nic ważniejszego niż życie!

REKLAMA