Express-Miejski.pl

Ratownik medyczny: Do dziś mam przed oczami mężczyznę, który w jednej chwili traci żonę i córkę

Łukasz Moskal - ratownik medyczny z dziesięcioletnim stażem pracujący w ząbkowickim pogotowiu ratunkowym

Łukasz Moskal - ratownik medyczny z dziesięcioletnim stażem pracujący w ząbkowickim pogotowiu ratunkowym fot.: mwinnik / em24.pl

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Idąc na dyżur nie wiem czego mogę się spodziewać. Nie wiem czy za chwilę nie będę świadkiem jak mąż i ojciec w ciągu chwili traci dwie najważniejsze osoby - żonę i córkę.

Do dziś mocno siedzi w mojej głowie wypadek samochodowy, w którym uczestniczyły dwie kobiety. Na miejscu zdarzenia byliśmy pierwsi. Szybkie rozpoznanie. Obie poszkodowane zakleszczone w pojeździe. Starsza z kobiet nie oddycha. Sygnały dźwiękowe strażaków gdzieś w oddali. Nie było na co czekać. Wczołgaliśmy się do auta i próbowaliśmy wydostać kierującą z wraku. Złapałem ją w pół, a ona w wyniku uszkodzenia kręgosłupa dosłownie w jednej sekundzie złożyła mi się w rękach jak scyzoryk...

Ratownicy medyczni z SP ZOZ Pomoc Doraźna w Ząbkowicach Śląskich spędzają w pracy około 160-170 godzin miesięcznie, pełniąc średnio 13-14 dyżurów dwunastogodzinnych. O każdej porze dnia i nocy są gotowi, aby nieść pomoc w ratowaniu ludzkiego życia. O pracy ratownika medycznego, ich problemach i umiejętności działania w stresie rozmawiamy z Łukaszem Moskal, ratownikiem medycznym z 10-letnim stażem, który na co dzień pracuje w ząbkowickim pogotowiu i dodatkowo koordynuje prace zespołów ratownictwa medycznego.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Co skłoniło Cię do tego, żeby zostać ratownikiem medycznym?

Łukasz Moskal: Duży wpływ na tę decyzję mieli rodzice, którzy wychowywali mnie w przekonaniu, że trzeba pomagać innym ludziom. Jako nastolatek wstąpiłem do Ochotniczej Straży Pożarnej w Mąkolnie. Po liceum postanowiłem pójść do Medycznego Studium Zawodowego Ratownictwa Medycznego we Wrocławiu. Złożyłem podanie o pracę do pogotowia w Ząbkowicach Śląskich i tam zostałem przyjęty. Po dziesięciu latach pracy mogę stwierdzić, że mimo wielu sytuacji stresowych i momentów, które zapadają w pamięci do końca życia, w innym miejscu nie byłbym w stanie się odnaleźć.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jak funkcjonuje system ratownictwa medycznego w powiecie ząbkowickim? W skrócie.

Łukasz Moskal: U nas zespoły ratownictwa medycznego są dwuosobowe. Są to dwie osoby medyczne. Od pewnego czasu w karetkach nie ma już lekarza. W składzie zespołu wyjazdowego muszą być dwie osoby, które mają uprawnienia do wykonywania medycznych czynności ratunkowych, czyli albo dwóch ratowników medycznych albo zespoły mieszane pielęgniarz/pielęgniarka i ratownik. W powiecie ząbkowickim są trzy karetki systemowe, które jeżdżą do zdarzeń we wszystkich siedmiu gminach, pozostałe dwie to karetki transportowe. Przewożą pacjentów między szpitalami, z przychodni do szpitala, czy ze szpitala do domu.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Na czym dokładnie polega praca ratowników medycznych?

Łukasz Moskal: Zacznę od tego kim w ogóle jest ratownik. To osoba, która ukończyła trzyletnie studia. Nie jest to osoba, która ukończyła kurs pierwszej pomocy. To osoba wykształcona, która ma dyplom ratownika medycznego i jest uprawniona do wykonywania medycznych czynności ratunkowych.

Na czym natomiast polega praca ratowników medycznych? Najważniejsze jest to, aby wiedzieć, że ratownik medyczny nie leczy. On ratuje. Ustawa z 2006 roku o Państwowym Ratownictwie Medycznym jasno precyzuje do czego zostało utworzone - do udzielania pomocy osobom będącym w bezpośrednim zagrożeniu życia bądź zdrowia. Dawniej zdarzało się, że pacjenci dzwonili po pogotowie by lekarz, który przyjechał w załodze wystawił receptę... Ratownicy, jak sama nazwa wskazuje, są od tego żeby ratować w ostatecznych sytuacjach, gdzie np. pojawił się nagły ból w klatce piersiowiej, nagła duszność, wypadek komunikacyjny, czy upadek. Nie jesteśmy od leczenia. Co prawda mamy dostępnych czterdzieści parę leków, jednak służą one do ratowania. 

Magdalena Winnik (EM24.pl): Specyfika pracy ratownika medycznego znacznie różni się od pozostałych. Wybierając taki zawód wiesz, że nie możesz popełnić błędu. Ratujesz to, co najcenniejsze, ludzkie życie.

Łukasz Moskal: Najlepiej opisał to dr Norman McSwain w swoich słowach: „Poszkodowani nas nie wybierają. Pojawiają się na naszej drodze w wyniku chorób, urazów i obrażeń, które wymagają naszej pomocy. My natomiast świadomie zdecydowaliśmy się ich ratować. Wybraliśmy ten zawód, a nie inny. Chcąc wykonywać go bezbłędnie, powinniśmy czytać i uczyć się każdego dnia... I musimy albo przyjąć na siebie tą odpowiedzialność albo zrezygnować.” To cytat, którym od zawsze kieruję się w swojej pracy i staram się wykonać wszystkie procedury medyczne, które mam w swoim zakresie, regularnie doszkalając się.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jakiego typu szkolenia przechodzicie w trakcie pracy?

Łukasz Moskal: Ustawa obliguje nas do tego, że ratownik medyczny ma obowiązek samodoskonalenia. W ciągu pięciu lat musimy uzbierać 200 punktów edukacyjnych. Są one przyznawane za kursy czy seminaria. Dodatkowo raz na pięć lat ratownik ma obowiązek odbyć kurs doskonalący. To kurs z ogólnej wiedzy stanów zagrożenia życia. Oprócz tego mamy szkolenia wewnętrzne. Spotykamy się i omawiamy jakiś temat. Ostatnio dyskutujemy o osobach z zawałami. Między sobą poszerzamy wiedzę. Każdy z nas coś czyta, ogląda, dowiaduje się. Ponadto najlepszą formą szkolenia są Mistrzostwa Polski w Ratownictwie Medycznym albo mistrzostwa regionalne. Tam bez żadnych konsekwencji jesteś w stanie skonfrontować swoją wiedzę. Ty kontra zdarzenie. Nikt na tym nie ucierpi, a sprawdzisz swoją wiedzę i umiejętności. 

Magdalena Winnik (EM24.pl): Wiemy już kim są ratownicy medyczni i czym się zajmują. Przejdźmy teraz do sytuacji z jakimi spotykacie się podczas pracy. I tu podstawowe pytanie. Jak po wezwaniu karetki przygotować się na przyjazd zespołu ratownictwa medycznego?

Łukasz Moskal: Po pierwsze schować lub zamknąć zwierzę, które mogłoby zagrażać ratownikom. W czasie dyżuru przemieszczamy się po różnych miejscach. Przenosimy na sobie różne zapachy, a zwierzęta różnie reagują. Im dłużej rodzina dyskutuje z nami, że pies nie gryzie, tym dłużej nie wejdziemy na posesję i będzie odwlekane udzielenie pomocy.

Zgłaszając interwencje istotne jest wskazanie dokładnego adresu. Bywają sytuacje, że ktoś nas wzywa pod dany adres i jest pewny, że trafimy bez najmniejszego trudu. Nawet tutaj w Ząbkowicach Śląskich, gdzie wydawałoby się, że wszystkie miejsca są znane, są takie domy czy mieszkania gdzie jesteśmy po raz pierwszy. W sytuacji gdy dojazd nie jest łatwy dobrze jest, aby osoba zgłaszająca wyszła w miejsce, gdzie karetka będzie przejeżdżała, by dokładnie wskazać drogę do posesji.

Należy pamiętać także o tym, aby telefon, z którego wykonano zgłoszenie cały czas mieć przy sobie. W sytuacji gdy ratownicy nie mogą znaleźć miejsca zdarzenia, mają numer telefonu osoby zgłaszającej i mogą się z nią skontaktować w celu uzyskania informacji.

Drugą ważną sprawą jest podanie jak najdokładniejszej informacji o tym, co się stało. Jeżeli dzieje się to w bloku, gdzie jest kilka pięter i dostaniemy zgłoszenie, że ciężko osobie zgłaszającej dogadać się z sąsiadką, to tak naprawdę niewiele nam to mówi. Jednak jeżeli ktoś powie, że ta osoba jest nieprzytomna to dla nas jest to jasny sygnał co należy ze sobą zabrać. Zabranie całego sprzętu np. na siódme piętro bloku jest niemożliwe, wnoszenie ze sobą rzeczy, które nie będą nam potrzebne to dodatkowe utrudnienie, a naszym celem jest przecież jak najszybsze dotarcie do pacjenta. Należy też pamiętać, że rozmawiając z dyspozytorem należy prowadzić rozmowę do końca i nie rozłączać się w trakcie jej trwania. To dyspozytor decyduje o tym, czy uzyskał wszystkie niezbędne informacje i daje sygnał do tego, że można zakończyć rozmowę i oczekiwać na przyjazd karetki.

Oczywiście należy także przygotować dokumentację medyczną, jeżeli jest dostępna - na co pacjentka choruje, jakie leki przyjmuje, ostatnie wypisy ze szpitala, czy karty z pogotowia. Pogotowie ratunkowe wspólnie z gminą Ząbkowice Śląskie wdrożyło fajną inicjatywę, która nazywała się Ząbkowicka Karta Życia. Były one rozdawane osobom starszym i czasami w domach można się z nimi spotkać. To bardzo pomocna karta, która znacznie ułatwia nam działanie.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jadąc do pacjenta w domu przynajmniej teoretycznie wiesz, czego możesz się spodziewać, masz chociaż cząstkowe informacje od dyspozytora. A jak to wygląda w przypadku np. wypadków samochodowych? 

Łukasz Moskal: Otrzymujemy informację gdzie ma miejsce zdarzenie, czy osoby są w aucie czy poza nim i ile tych osób jest. Czasem ciężko o więcej konkretów ciężko.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Co czujesz jadąc do takiego zgłoszenia?

Łukasz Moskal: Boję się każdego wyjazdu, bo nie wiem co mnie czeka. Wiadomo są lżejsze i cięższe przypadki. Jeżeli jedziemy do wypadku, czy zdarzenia które faktycznie wymaga naszej interwencji i za chwilę będziemy musieli ratować życie, a nie tylko zmierzyć danej osobie ciśnienienie, to zazwyczaj omawiamy sobie sposób działania. Jeżdżę z Romanem i podczas dojazdu uzgadniamy sobie sposób działania, na tyle, na ile możemy. Wygląda to na zasadzie, że mówimy kto jest za co odpowiedzialny - ty robisz to, ja robię to. Czasem prosimy też o pomoc strażaków. Ich jest znacznie więcej niż nas i stanowią też dla nas pewnego rodzaju wsparcie. W trakcie drogi rozmawiamy o konkretach. Każdy z nas się boi. Nie ma czegoś takiego jak rutyna. Są różne zdarzenia i są sytuacje, z którymi mimo sporego już doświadczenia mamy do czynienia po raz pierwszy. Jak jedziemy do jakiegoś dzieciaka lub do zatrzymania krążenia, to powtarzamy sobie algorytm, dawki leków, żeby wszystkie te medyczne czynności wykonać prawidłowo. Umawiamy się kto bierze jaki sprzęt z karetki.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jakie zdarzenie zapadło Ci w pamięci najbardziej?

Łukasz Moskal: Dwa takie zdarzenia mam z tyłu głowy cały czas. Pierwsze to wypadek na krajowej ósemce. W samochodzie osobowym jechała matka z córką, wpadły w poślizg i wyjechały na łuku drogi na zakręcie na czołówkę z innym samochodem osobowym. Pamiętam jak przyjechaliśmy i wczołgiwaliśmy się do samochodu żeby je stamtąd wydobyć. Straż pożarna przyjechała chwilę później. Pamiętam, że matka nie oddychała, więc nie czekaliśmy żeby strażacy ją wyjęli tylko sami chcieliśmy to zrobić. Trzeba było ją jak najszybciej ratować. Złapałem kobietę w pół, żeby ją wydostać z wraku, a ona w wyniku urazu kręgosłupa złożyła mi się w rękach jak scyzoryk. Przeszliśmy więc do ratowania dziewczynki. Siła uderzenia była tak duża, że wyrwało ją z fotelika i leżała z tyłu na podszybiu w tym samochodzie. Wyciągnęliśmy ją, jednak w środku wszystko chrobotało jak galaretka. Niestety jej także nie udało się uratować...

fot. Magdalena Winnik / Express-Miejski.pl

Drugi przypadek dotyczył natomiast zgłoszenia o awanturze. Policja pojechała na miejsce zdarzenia i zastała pokiereszowanego nożem starszego mężczyznę. Byliśmy w drodze kiedy zostaliśmy odwołani, ponieważ akurat pojawił się tam wioskowy lekarz i stwierdził zgon. Policjanci badali sprawę dalej i znaleźli krople krwi prowadzące do stodoły. Tam na hałdzie drewna ciętego na pile cyrkularce, leżał młody mężczyzna, który był cięty na tej pile. Przyjechaliśmy na miejsce. Widok makabryczny. Chłopak miał rozkrojoną klatkę piersiową w taki sposób, że można było uczyć się anatomii, poderżnięte gardło oraz cięcia ze złamaniami otwartymi. Na szczęście udało się go uratować.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Dużo ludzi umierających widziałeś?

Łukasz Moskal: Dużo. Na szczęście przypadki w których mam styczność z nagle umierającymi osobami (wypadki, zdarzenia losowe itd.) są sporadyczne. Najwięcej wyjazdów i umierających ludzi dotyczy sytuacji, w których osoby te są przewlekle chore, np. na nowotwory czy znajdują się pod opieką paliatywną. Rodzina wzywa karetkę po to by stwierdzić zgon lub podać leki przeciwbólowe. Jak pacjenci są pod opieką paliatywną, jedyne co możemy zrobić to polepszyć samopoczucie tej osoby. Skoro wszystkie możliwe szpitalne możliwości zostały wyczerpane no to pozostaje nam tylko uśmierzyć ból.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Czy obciąża Cię psychicznie świadomość, że nie mogłeś pomóc komuś?

Łukasz Moskal: Po całej sytuacji, w której pojechaliśmy na jakieś zdarzenie i nie udało się poszkodowanemu pomóc, to staram się wyciągnąć jakieś wnioski. Czy na pewno zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy? Czy użyliśmy wszystkich dostępnych sprzętów jakie mieliśmy? Czy jakbym zrobił to tak, to byłoby lepiej? Robię sobie taki rachunek sumienia. W końcu przyjechałem uratować życie.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jak reagujesz na śmierć? Dramatyczne przeżycia przenosisz na życie rodzinne?

Łukasz Moskal: Na początku swojej pracy przez jakieś dwa, trzy lata tak było. Potrafiłem nawet płakać mojej żonie, że nie udało się kogoś uratować. Później jednak zobaczyłem, że to się trochę odbija na naszych relacjach. Agata zaczęła martwić się moją pracą, czy dam sobie radę. Dopiero po czasie dojrzałem do tego, że śmierć należy traktować jak pewien etap w życiu. Wiadomo, że przykro jest gdy umiera młoda osoba, która zginęła w wypadku albo z przyczyn nam nieznanych. Jednak trzeba się z tym zderzyć i wziąć to na klatę. Sami wybraliśmy taką pracę. Wiedzieliśmy z czym to się wiąże i z jakimi sytuacjami będziemy musieli się zmierzyć. Czasem przy jakiejś imprezie ktoś zapyta o coś, to staram się zmienić temat i wybiórczo powiedzieć jakąś śmieszną sytuację, która nam się przytrafiła. O dramatycznych sytuacjach natomiast rozmawiamy tylko w zaufanym gronie np. z kolegami z pracy. Spotykamy się i opowiadamy. Jest to ważne żeby to z siebie wyrzucić. Nie tłamsić tego, bo nikt nie jest robotem, nikt nie jest doskonały. Każdy ma uczucia. Po powrocie z ciężkiego wyjazdu, trzeba opowiadać w jaki sposób udało się kogoś uratować albo dlaczego się nie udało i jakie działania podejmowaliśmy. To dla nas także kolejny element samodoskonalenia. Dyskutujemy o tym co moglibyśmy poprawić, co było fajne w naszym działaniu, jak jeszcze skuteczniej pomagać. Właśnie w taki sposób odreagowujemy. Jak mam chwilę to jeżdżę rowerem po górach. Będąc ojcem dwóch córek ciężko jest odpocząć w domu (śmieje się). Z drugiej strony jednak spędzanie czasu z rodziną też bardzo pomaga. Przechodzi chandra i wszystkie smutki.

Magdalena Winnik (EM24.pl): Jesteś ojcem dwóch córek. Opowiadałeś o zdarzeniu, w którym zginęło dziecko. Jest jakaś różnica kiedy jedziesz ratować dziecko, a kiedy osobę starszą?

Łukasz Moskal: Wyjazd do osoby starszej, a wyjazd do dziecka znacznie się różni. W drugim przypadku sto razy większe skupienie, większy stres, większy strach. Nie można powiedzieć, że się nie boisz, bo to są dzieci już przeważnie bardzo poszkodowane. One są zazwyczaj poparzone, po drgawkach, czy wypadkach komunikacyjnych. Przede wszystkim pamiętam tą dziewczynkę, którą wyciągnęliśmy z auta. Tego dnia żona była u teściów, ja przyjechałem z dyżuru zdołowany. Najpierw się napiłem, a później żona opowiadała, że całą noc spałem przytulony do swojej córki. Trauma zostaje po takich zdarzeniach...

Magdalena Winnik (EM24.pl): Ile osób udało Ci się uratować?

Łukasz Moskal: Uratowałem te osoby, które dało się uratować. Musimy pamiętać o tym, że nie zawsze się to udaje pomimo zużycia całego sprzętu, leków i umiejętności. Na przykład w wypadkach w sytuacjach, gdzie poszkodowany jest zakleszczony i ma ciężkie obrażenia. Zanim strażacy wykonają do niego dostęp to może być już po wszystkim. W takiej chwili jedyne co pozostaje to potrzymać taką osobę za rękę...

CZĘŚĆ II: Nie bój się reagować. Pomagaj! [KLIK] 

mwinnik / ms. / em24.pl

30

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

  • Ratownik medyczny: Do dziś mam przed oczami mężczyznę, który w jednej chwili traci żonę i córkę

    2019-01-17 14:14:51

    gość: ~Wdzieczna

    Szanuję Pana i życzę powodzenia oraz jak najmniej tych gorszych i trudniejszych przypadków

  • 2019-01-17 14:19:35

    gość: ~autor

    Oczywiście w naszym państwie zawód niedoceniany finansowo. Trudny psychicznie i fizycznie zawód. Powinni zarabiać przyzwoicie. Najniższa pensja ratownika powinna wynosić przynajmniej 4000 zł. Na rękę.

  • 2019-01-17 14:19:54

    gość: ~Pppp

    To są ludzie na których zawsze można liczyć w tych trudnych sytuacjach życiowych

  • 2019-01-17 14:22:58

    gość: ~Czytelnik

    To jest praca, za którą należy się sowite wynagrodzenie. To ratownicy medyczni powinni protestować i ich protest w pełni byłby uzasadniony, a nie policja, która na wypadek przyjeżdża nie pomóc, ale zebrać żniwa w postaci mandatów! Szacunek do Pana, Panie Łukaszu i wszystkich ratowników medycznych. Oby jak najmniej tych traumatycznych przeżyć, a jak najwięcej uratowanych żyć. Bardzo fajny wywiad, dający do myślenia.

  • 2019-01-17 16:33:05

    gość: ~Maria

    @~Czytelnik

    Policjanci za ratowanie życia dostają nagrody i są wychwalani na każdym kroku. Gdyby ratownicy dostawali nagrody za ratowanie życia to mogłoby miejsca nie starczyć na stronach internetowych :) Brawo dla Pana starosty, który docenia pracę ratowników i kupił im nowy sprzęt :)

  • 2019-01-17 18:00:58

    gość: ~Pppp

    @~Maria
    Starosta złotówki do sprzętu nie dołożył od wielu lat. Sprzęt jest tylko dzięki wojewodzie

  • 2019-01-17 15:45:49

    gość: ~Pp

    Zlodzieje, mojej babci w karetce ukradli zloty lancuszek warty kilka tysięcy, pamietajcie karma wraca, babcia zmarła, więc nie może się bronic, ale przed smiercia wyraznie wskazala miejsce kradziezy.

  • 2019-01-17 18:28:52

    gość: ~Ania

    Brawo p.Łukaszu rzeczowy wywiad życze wszystkiego dobrego .Też mam syna ratownika

  • 2019-01-17 18:32:24

    gość: ~Marek

    Szacun Łukasz :)

  • 2019-01-17 19:48:31

    gość: ~Pielęgniarz

    Pielęgniarz ponad 20 lat w zawodzie od 10 lat kierownik ZRM I w pewnym momencie mówią że nie ma dla nas pracy w Pogotowiu nie będę dalej komentował.

  • 2019-01-23 09:11:28

    gość: ~aaa

    @~Pielęgniarz
    Bo teraz wszędzie coraz mniej liczy się doświadczenie nabyte przez lata pracy, teraz liczy się kto z kim, kto kogo, kto od kogo. Nie masz "pleców" - nie ma dla ciebie miejsca.Przychodzą młodzi ze świstkiem w ręku i wydaje im się, że rozumy pozjadali. Ok, 10 lat doświadczenia, to już jest jakiś dorobek. Wszyscy "biją brawo", ale w takim razie skoro my mamy szanować 10 lat, to dlaczego Ci "młodzi" nie szanują ludzi którzy "zęby zjedli" na tej czy innej pracy. Wszędzie tak jest jest, nie tylko u WAS.

  • 2019-01-18 08:07:04

    gość: ~Wypalony

    Każdy z nas widział rzeczy, które wracają w koszarach we snie i na jawie. Ja widuje siedmiolatka z twarzyczką peknietą jak arbuz po uderzeniu przez pociąg, ojca z synem palacych się w Oplu Omedze, ojca który nie może zetrzeć mózgu syna, który przed chwila zginął w wypadku, ze swojej marynarki. Mną najbardziej wstrząsnął moment w którym matka wzięła na ręce swojego zmarłego chwilę wczesniej czteroletniego syna i tulac go w ramionach powiedziała do niego, "wreszcie mogę Cie przytulić bez tych wszystkich rurek", dziecko było podłączone do respiratora. Jesteśmy pozostawieni samym sobie, nikogo nie interesuje jak będziemy radzić sobie z takimi emocjami. Sa oczywiście tu i ówdzie programy, które maja gwarantować wsparcie, jeden z prywatnych dysponentów taki wprowadził jakiś czas temu, niektóre wojewódzkie stacje zatrudniają psychologów. Ale mimo, ze problem jest oczywisty nikt stara się go nie zauważać. Lepiej żebyśmy pracowali po trzysta, czterysta lub pięćset godzin miesięcznie i zapijali swoje stresy w zaciszu domowego ogniska.

  • 2019-01-18 09:17:02

    gość: ~Klaudyna

    WIELKI szacunek dla Pana, sama studiuje Ratownictwo Medyczne i wiem że będę musiała zdarzyć się z różnymi sytuacjami, ale to właśnie chce robić, nie wyobrażam sobie innej pracy,życzę samych lekkich dyżurów.

  • 2019-01-18 09:20:43

    gość: ~RR

    Właśnie to, że idziesz do pracy i nie wiesz czego się spodziewać powinno być sowicie wynagradzane. Świetny materiał.

  • 2019-01-24 08:52:38

    gość: ~www

    @~RR
    To chyba, tak jak w każdej pracy. Idziesz i nie wiesz czego masz się spodziewać... A w innych zawodach nie należy się "sowite wynagrodzenie"? Chyba jak wybierali sobie taką ścieżkę "kariery" to wiedzieli na co się piszą, że to nie tylko wyjazdy do kataru i wysokiego ciśnienia. A jak ktoś wykonuje ten zawód tylko dla sowitego wynagrodzenia, to nie bardzo się nadaje, bo to chyba musi być człowiek z pasją a nie tylko z presją na kasę. Później przyjeżdża taki jeden z drugim z wielkim fochem i przekleństwami, zwłaszcza w Ziębicach jest jeden taki co kiedyś widziałem jak na ulicy udzielał pomocy a co drugie słowo to ku..a, ja pie.....le, itp. Trochę nie przystoi "bohaterom"...

  • 2019-01-18 09:22:25

    gość: ~Artur

    Czytałem uważnie cały artykuł. Oto dowód: pani redaktor Magdaleno Winnik, co znaczy "wdrążyć" fajną inicjatywę ? :):):)

  • 2019-01-18 09:34:23

    gość: ~mwinnik

    @~Artur

    Panie Arturze przy tak długim tekście każdemu może wkraść się literówka. Dziękuję za czujność! ;) Pozdrawiam.

  • 2019-01-18 09:45:24

    gość: ~Artur

    @~mwinnik
    Pani Magdo, "ą" nie leży na klawiaturze obok "o".... ;) Ale ja tak na żarty, dla śmiechu a nie dla krytyki :) Bardzo dobry materiał, ciekawie się czyta, czekam na drugą CZEŃŚĆ :))) Pozdrawiam i gratulują pomysłu na temat :)

  • 2019-01-18 09:34:20

    gość: ~Artur

    Czytałem uważnie cały artykuł. Oto dowód: pani redaktor Magdaleno Winnik, co znaczy "wdrążyć" fajną inicjatywę ? :):):)

  • 2019-01-18 11:12:29

    gość: ~Pat

    Pan ratownik nawet nie wie, ze sie wpie*dolil zdradzajac ze popelnil blad w sztuce. No i te mity: "chce pomagac ludziom". No coz, ratownicy wzorem strasy pozarnej musza pracowac na swoj PR.

  • 2019-01-18 12:57:44

    gość: ~Xyz

    @~Pat
    Jaki to błąd?

  • 2019-01-18 17:08:59

    gość: ~Ja

    @~Xyz Nie wolno wyciągać pacjenta z samochodu samemu bez deski i kołnierza. No chyba że samochód się pali.

  • 2019-01-18 17:38:41

    gość: ~Ratol

    @~Ja
    Nie wolno?Pomimo,że osoba nie oddycha??????

  • 2019-01-18 13:34:34

    gość: ~Strażak

    @~Pat

    Na pijar to ty musisz pracować, ale z radiowozu ciężko ;-)

  • 2019-01-19 13:00:15

    gość: ~Asia

    Proszę dodać, że pogotowie NIE JEST OD STWIERDZANIA ZGONU. Powinien to robić lekarz rodzinny, inny leczący ostatnio pacjenta, albo wyznaczony koroner.
    Dzwoniąc po karetkę do stwierdzenia zgonu można zabrać szansę na ratunek komuś, kto jeszcze może żyć!!!

  • 2019-01-19 13:02:56

    gość: ~Asia

    zwłaszcza że większość karetek to zespoły P, bez lekarza

  • 2019-01-20 16:36:51

    gość: ~Ratownik

    Pan Łukasz ma silne parcie na szkło a nie pomaganie ludziom.Dowód?kiedy objał stery w Zàbkowickim Pogotowiu zaczęto się pozbywać pracowników kontaktowych i zleceniowych a rozdawano dodatkowe dyżury kolegom Pana Łukasza;)Kolesiostwo jak się patrzy.Obiecywanie ludziom etatów których nigdy nie zobaczyli też jest ciekawym zjawiskiem.

  • 2019-01-20 17:34:07

    gość: ~RatownikMedyczny

    @~Ratownik
    Wydaje mi się, że piszesz o zjawisku które miało miejsce za czasów jaśnie panujących pseudo pielęgniarek.Jeżeli nie pracujesz w naszym zakładzie to się nie wypowiadaj bo nie masz o niczym pojęcia.

  • 2020-10-14 07:04:13

    gość: ~Dina

    ostatnio dodany post

    @~Ratownik
    Zobaczymy czy jak przyjedzie do Ciebie to będziesz miał odwagę to powiedzieć w oczy

  • 2020-10-13 20:58:04

    gość: ~Kika

    Szacun!

REKLAMA


REKLAMA