30 lipca Wojciech Ptak wziął udział w zawodach triathlonowych Ironman w Zurichu. Jego marzeniem było ukończenie tych zawodów i pomoc choremu na mukowiscydozę Józkowi.
Express-Miejski.pl: Ukończyłeś zawody Iroman Zurich z fantastycznym czasem 9 godz. 54 min 38 sek. Gratulujemy uzyskania zakładanego wyniku.
Wojciech Ptak: Po ciężkich bojach na trasie udało się zrealizować cel. Ostatnie metry biegłem ciesząc się z tego, że udało mi się ukonczyć wyścig poniżej 10 godz. Koniec końców okazało się, że czas był 4 minuty lepszy niż zakładany. Dziękuję wszystkim za wsparcie i kibicowanie. To dzięki wam udało się osiągnąć wszystkie zamierzone cele.
Express-Miejski.pl: Jak oceniasz pierwszy etap zawodów?
Wojciech Ptak: Pływanie poszło tak, jak zakładałem. Chciałem przepłynąć ten dystans w 1 godz. i 5 min, udało się to zrobić minutę szybciej, tak więc plan zrealizowany w 100 proc.
Express-Miejski.pl: Następny etap to dwie pętle na rowerze po 90 kilometrów. W tej konkurencji również wszystko poszło zgodnie z planem?
Wojciech Ptak: Byłem zaskoczony tym, jak dobrze jechało się pierwszą pętlę. Delikatnie powstrzymywałem się żeby nie przyspieszać za bardzo, żeby nie przekraczać założonych prędkości i czasów, a także nie przepalić mięśni za mocno. Na drugim okrążeniu czułem już w nogach zmęczenie. Podjazdy dały się we znaki. Podczas drugiego okrążenia zaczęło robić się ciepło, czuć było palące słońce. Ostatecznie rower bardzo dobrze mi poszedł, udało się przejechać dystans 180 kilometrów w czasie 5 godz. 18 min, czyli o 7 minut krócej niż zakładałem.
Express-Miejski.pl: Na koniec został bieg na dystansie maratonu (42.195 km). Zmagałeś się z jakimiś problemami?
Wojciech Ptak: Zrobiło się bardzo ciepło na dworze. Na szczęście trasa w większości prowadziła po zacienionych miejscach, alejkami w parku, pod drzewami, trochę w mieście, a także wzdłuż jeziora w Zurychu. Były również fragmenty, w których biegło się bezpośrednio pod gołym niebem i słońce dawało się we znaki. Łącznie trzeba było pokonać cztery okrążenia. Pierwszy przebiegłem bez problemów, delikatnie się powstrzymywałem, żeby nie biec za szybko, żeby nie stracić za dużo energii na samym początku biegania. W połowie drugiego okrążenia poczułem lekkie problemy żołądkowe spowodowane dużą ilością batonów energetycznych, żeli, izotoników. To okrążenie pobiegłem trochę słabiej.
Express-Miejski.pl: Co zrobiłeś, aby przezwyciężyć ból?
Wojciech Ptak: Próbowałem zwolnić, żeby żołądek mógł dojść do siebie, ale do końca się nie udało. Każda próba zjedzenia batona czy żelu powodowała, że brzuch na nowo zaczął boleć, więc od połowy dystansu kolejne 20 km przebiegłem już na samej wodzie i coca-coli, którą dostarczali na punktach żywieniowych. Na trzecim okrążeniu usłyszałem od jednego z kibiców, Marcina Pacholaka, który śledził w internecie moją pozycję na trasie, że tracker (system) przewiduje, że utrzymując aktualne tempo ukończę cały dystans w 9 godz. 56 min. Byłem więc bliski ukończenia zawodów w czasie poniżej dziesięciu godzin, ale czułem, że trochę zaczyna brakować sił. Na początku ostatniego okrążenia usłyszałem, tym razem od mojej dziewczyny, że system przewiduje 9 godz. 58 min, co było sygnałem, że biegnę coraz wolniej. Próbowałem przyspieszyć. Nie mogłem przyjmować żeli, biegłem o samej wodzie i coli, co spowodowało, że wypłukałem z siebie mikroelementy i w połowie czwartego okrążenia zaczęły łapać mnie skurcze. Pojawiły się obawy, że w pewnym momencie poczuję taki ból, że nie będę mógł biec i nie ukończę zawodów w zamierzonym czasie...
Express-Miejski.pl: Jak w takim razie udało Ci się zakończyć bieg?
Wojciech Ptak: Do około 39 kilometra oszczędzałem się i starałem utrzymać tempo. Na ostatnich trzech kilometrach stwierdziłem, że muszę maksymalnie przyspieszyć. Nawet jak złapią mnie skurcze to jakoś na tych skurczach dobiegnę. Zbliżyłem się do ostatniego punktu żywieniowego, na którym stwierdziłem, że ochłodzę się jak najbardziej, napiję coli i pobiegnę do mety. Okazało się jednak, że tyle zawodników pojawiło się na tym punkcie w jednym czasie, że tylko zdążyłem złapać gąbki z zimną wodą i trochę się ochłodzić. Stwierdziłem, że nie będę się zatrzymywał. Na ostatnich dwóch kilometrach wyprzedziłem parę osób, które wcześniej mnie mijały, kiedy zmagałem się ze skurczami. Pod koniec dostałem flagę z wypisanymi prywatnymi osobami, które wpłaciły pieniądze na rzecz akcji dla Józka i już wiedziałem, że będę miał czas poniżej dziesięciu godzin, więc spokojnie dobiegałem do mety.
Express-Miejski.pl: Jeszcze raz gratulujemy osiągniętego wyniku. Co dalej? W głowie są już plany na kolejne starty czy na razie myślisz tylko o odpoczynku?
Wojciech Ptak: Na razie jest odpoczynek, jednak mam jeszcze w planach na ten rok wziąć udział w zawodach na drobnych dystansach m.in. najbliższy start w lokalnych zawodach czyli „Dycha Ząbkowicka”, zaraz po nich w ten sam weekend, w niedzielę, startuję na dystansie 1/4 Ironmana w Katowicach, później na początku września po raz pierwszy w życiu wystąpię w zawodach Swimrun w woj. świętokrzyskim. To specyficzny bieg, bo występuje się w parach. Ponadto płynie się i biegnie w tym samym sprzęcie. Zawody łączą moje dwie mocne dyscypliny pływanie i bieganie, w triathlonach rower był na utrzymanie pozycji. Myślę, że razem z moim partnerem Tomkiem Sakutą powalczymy o czołowe lokaty. Taka wisienka na torcie w tym roku i moje osobiste ambicje to ukończenie na przełomie września-października biegu „ultra” na dystansie 130 kilometrów.
Express-Miejski.pl: Życzymy powodzenia i trzymamy kciuki.
Wojciech Ptak: Dziękuję.
Wojciech Ptak w swoim debiutanckim starcie w zawodach Ironman zajął 17 miejsce w swojej kategorii (wiek: 30-35 lat), 69 wśród mężczyzn, oraz 74 w kategorii OPEN. O jego pomocy dla chorego na mukowiscydozę Józka w osobnym artykule.
mwinnik / Express-Miejski.pl
REKLAMA
REKLAMA