Express-Miejski.pl

Woda zabrała im cały dobytek. Wspomnienia mieszkańców Pilc [REPORTAŻ]

Pilce - kilka dni po powodzi

Pilce - kilka dni po powodzi fot.: zdj. archiwalne

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Mija 20 lat od powodzi tysiąclecia, która dotknęła mieszkańców nieistniejącej już wsi Pilce. O dramacie tamtych dni opowiedzieli nam ludzie, którzy zostali wysiedleni.

64-letnia pani Stanisława w nieistniającej już miejscowości Pilce mieszkała od urodzenia. Kilkanaście dni przed powodzią zrobiła generalny remont domu. Na budynku została położona nowa elewacja, wymieniono także wszystkie okna i drzwi. Z nowego obiektu nie cieszyła się długo. 7 lipca po obfitych opadach deszczu poziom płynącej przez wieś Nysy Kłodzkiej zaczął gwałtownie wzrastać. - Wraz z kilkoma osobami poszłam zobaczyć na most. Już wtedy miałam przeczucie, że zbliża się coś bardzo złego. Nie doszliśmy jeszcze do mostu, a już z odległości kilkudziesięciu metrów widzieliśmy jak żywioł go zabiera. Syn sąsiadki w ostatniej chwili zdołał z niego zeskoczyć - opowiada mieszkanka wsi. - W tej jednej sekundzie zostaliśmy praktycznie odłączeni od reszty świata. Można powiedzieć, że staliśmy się wyspą - relacjonuje była pilczanka.

PRZECZYTAJ TAKŻE: 18. ROCZNICA POWODZI TYSIĄCLECIA. WSPOMNIENIA MIESZKAŃCÓW [KLIK]

- Chwilę przed wyjściem z domu mówiłam do syna, który kupił niedawno Fiata, aby wywiózł go do Suszki, bo jak przyjdzie powódź to auta nie będzie. Nie zdążył. Może to i dobrze. Kto wie czy w momencie zerwania mostu nie znajdowałby się na nim - wspomina pani Stanisława.

Zerwany most spowodował, że woda zaczęła spiętrzać się i wdzierać na podwórka.

- Pamiętam, że zabrałam jedną kwokę z kurczętami i bojlery. Wyniosłam je na strych, podobnie jak część innych rzeczy. Trochę sprzętu pozostało jednak przed domem i później sukcesywnie już odpływało. Do wieczora na parterze wody było na poziomie około 20 cm. Około północy jej poziom zaczął szybko wzrastać. Wtedy sięgała już do pasa.

Na piętro wynieśliśmy telewizor. Podczas wynoszenia innych rzeczy w drzwi od domu uderzyło drzewo. Wyważyło drzwi, a mnie porwało wraz z nurtem. W ostatniej chwili złapał mnie zięć. Z wodą popłynęły jednak ubrania, które trzymałam. Chciałam wynieść je na piętro, bo po niedługim czasie mieliśmy już zalany praktycznie cały parter - od podłogi do sufitu. Wszystko co zostało na dole płynęło wraz z żywiołem. Lodówkę dopiero po dwóch tygodniach znaleźliśmy za wsią. Nowa była, spłacana na raty - wspomina pani Stanisława.

- W nocy słychać było przeraźliwy szum wody, z którym przeplatał się pisk zwierząt. Topiły się kury i inne zwierzęta gospodarskie. My także straciliśmy sporo. Woda zabrała nam kozę i byka. Byka planowaliśmy sprzedać dwa dni przed tragedią... - dodaje kobieta.

Śmigłowiec ich nie zabrał, bo nie weszli na dach

Do rana każdy siedział i czekał na pomoc. Baliśmy się o swoje życie. Dopiero trzy dni po fali kulminacyjnej nad wioską zaczął krążyć śmigłowiec. Zabrał tylko część ludzi z dachów. My byliśmy jednak w gorszej sytuacji. Nie mieliśmy możliwości wyjścia na szczyt budynku. Wraz ze mną w domu przebywała córka i dwie wnuczki. Jedna miała pół roku. Helikopterem dostarczono nam wodę i jedzenie dla dzieci. Po wsi pływała łódka, ale do nas dotarła dopiero po kilku dniach, kiedy poziom wody był mniejszy. Dopiero wtedy zostaliśmy przetransportowani w miejsce, z którego mógł już zabrać nas śmigłowiec - tłumaczy.

Człowiek cały czas na to wszystko patrzył. Najgorsze, że nie mógł nic zrobić. Non stop obserwowaliśmy poziom wody. Szykowaliśmy już miejsce na strychu, bo istniało ryzyko, że woda wedrze się na pierwsze piętro. Na czwarty dzień woda dzięki Bogu zaczął opadać – opowiada o swoich przeżyciach sprzed 20 lat, 64-letnia pani Stanisława.

Mimo nieszczęść, jakie spotkały mieszkańców Pilc, pani Stanisława przyznaje, że gdyby była możliwość to chętnie wróciłaby do nieistniejącej już wsi. - Spędziłam tam 44 lata. Pilce to była mała wioska, ale przede wszystkim bardzo zgrana. Nikt nikomu nie odmawiał pomocy. Jak trzeba było pomóc sąsiadowi zbierać ziemniaki to szło się i zbierało. Wesoło było. Mieliśmy świetlicę to i imprezy się organizowało. Teraz pozostały nam już tylko wspomnienia - rozkłada ręce pilczanka.

Pontonem rozwozili kawę i mleko

Powódź wspomina również inna mieszkanka: obecnie 80-letnia pani Stanisława. Jej dom znajdował się na uboczu i wzniesieniu. Fala nie zdołała go uszkodzić. Woda zalała podwórko i piwnicę.

- U nas zniszczone zostało ogrodzenie, piwnica i sprzęt znajdujący się przed domem. Do samego budynku mieszkalnego woda się nie wdarła. Widziałam jednak jak bardzo cierpią ci, którzy znaleźli się w centrum powodzi. Najbardziej szkoda było mi wtedy dzieci – opowiada mieszkanka.

- Miałam ponton, który kupiłam w Ameryce. Użyczyłam go wtedy, aby można było transportować mleko dla maluchów. Sąsiadka doiła krowy, a mężczyźni na pontonie krążyli w jedną i drugą stronę, transportując mleko i kawę do świetlicy. Sporo ryzykowali, bo koło kościoła był silny nurt. Nie wiem jak oni go przepływali, ale jakoś dawali radę - opowiada.

Zerwany przez wodę most w Pilcach istniał od 1911 roku. Przetrwał sporo mniejszych i większych powodzi, jak chociażby tą w 1938 roku. Była ona na tyle ogromna, że Niemcy na jednym z domów na kamieniu zaznaczyli poziom wody żeby upamiętnić tę tragedię. Nikt nie spodziewał się, że po niespełna 60 latach przez wieś przejdzie jeszcze większa fala (poziom wody o co najmniej metr zakrył zaznaczone miejsce na kamieniu), która ostatecznie zniszczy całą miejscowość.

- Ludzie nie spodziewali się tak ogromnej powodzi. W latach 60. i 70. zdarzały się we wsi podtopienia i Nysa Kłodzka nie raz występowała z brzegów. Nigdy nie były jednak tak dotkliwe, stąd też część osób lekceważyła ogłoszenia mówiące o tym, że tego roku na nasz teren nadciąga ogromna fala – mówi Łukasz Pintal, który na temat powodzi tysiąclecia pisał pracę licencjacką.

Po tragedii rząd podjął decyzję o likwidacji wioski i budowie na terenie Pilc zbiornika retencyjnego. Ten jednak nigdy nie powstał. Wielu byłych mieszkańców wsi uważa, że do ich wysiedlenia nie musiało dojść, skoro planowana inwestycja i tak nie doszła do skutku.

Fundamenty wysadziło wojsko

Ostatecznie dla mieszkańców Pilc przeznaczono osiedle domków jednorodzinnych w Kamieńcu Ząbkowickim. W ciągu dwóch lat wykupiono grunty i przeniesiono ludność do nowych budynków. Oficjalnie wieś przestała istnieć na początku 2000 roku. Domy i kościół rozebrano - fundamenty wysadziło wojsko. Zlikwidowano cmentarz, przenosząc część mogił do Kamieńca Ząbkowickiego. Ostatnią mszę w kościele w Pilcach odprawił ksiądz Marek Połochajło końcem 1999 roku. Wyposażenie kościoła przeniesiono do innych świątyń.

mwinnik / ak. / bom / em24.pl

4

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

REKLAMA