Czwartoligowe derby odwołane. W A-klasie hit kolejki na remis. Na boiskach okręgówki Majewski zapewnia Zamkowi trzy punkty, a Bystrzyca Górna rozbija złotostocką Unię.
Derby odwołane
Ze względu na tragiczną śmierć ojca jednego z piłkarzy Unii mecz został przełożony. Prawdopodobny termin jego rozegrania to środa, 31 maja.
W tygodniu gracze Orła sprawili ogromną sensację, pokonując lidera - Foto Higienę Gać. Dla rywali była to pierwsza porażka w tym sezonie na własnym boisku i druga w rozgrywkach. Dla biało-niebieskich gole strzelali: Remigiusz Kowerko, Dawid Kuriata i Konrad Maciak. Dzięki tym trzem punktom Orzeł znacznie przybliżył się do utrzymania w rozgrywkach. W najbliższej kolejce ząbkowiczanie podejmą swojego imiennika z Sadowic, który nie ma już szans na utrzymanie.
- Zmiana systemu gry i realizacja zadań taktycznych to klucz do sukcesu w tym spotkaniu. Roszady na kilku pozycjach okazały się dobrym rozwiązaniem co miało wpływ na pozytywną grę. - komentuje Tomasz Masłowski, trener Orła.
Bardzianie przed meczem z Orłem zagrają jeszcze dwukrotnie. Najpierw w środę, 24 maja podejmą na własnym boisku MKP Wołów, a w niedzielę udadzą się do Wielkiej Lipy na mecz z Sokołem.
Majewski show w Witkowie
Trzy bramki i asysta – to bilans Arkadiusza Majewskiego w spotkaniu z Gromem Witków. Wypożyczony z ząbkowickiego Orła 24-latek jest niewątpliwie największym wzmocnieniem Zamku w ostatnim okienku transferowym. Dzięki wygranej 5:4 (3:2) nad Gromem podopieczni Arkadiusza Albrechta oficjalnie utrzymali się w klasie okręgowej, choć już kilka tygodni wcześniej jasnym było, że Zamkovia prezentując tak dobrą dyspozycję nie będzie miała problemów z pozostaniem w lidze na kolejny rok.
- Na pewno był to mecz do końca trzymający w napięciu. Tym razem to nam dopisało szczęście i zdołaliśmy wygrać po golu w doliczonym czasie gry, jednak stracone cztery gole chluby nam nie przynoszą. Grom to jednak zespół, którego miejsce w tabeli nie odzwierciedla potencjału tej ekipy. Walczyli z nami jak równy z równym i z taką postawą zasługują na utrzymanie – mówił po spotkaniu Arkadiusz Albrecht, trenujący Zamek. Po tygodniowej absencji do składu Zamkovii wrócił Marcin Margasiński, który stanął między słupkami od pierwszej minuty.
Zamek mecz rozpoczął od mocnego uderzenia. Najpierw po zagraniu Majewskiego gola zdobył Rafał Góral, a chwilę później po akcji braci Burczaków do siatki trafił młodszy – Piotr. Witkowanie nie załamali się jednak takim obrotem sprawy i około pięć minut później zdobyli kontaktowe trafienie, a w 34. minucie doprowadzili do remisu. Mieli też doskonałą okazję by prowadzić, ale jeden z obrońców Zamku wybił zmierzającą do bramki futbolówkę tuż przed linią bramkową. Gdy wydawało się, że do przerwy utrzyma się remis, swoje show rozpoczął Arkadiusz Majewski, zdobywając trzecie trafienie dla Zamkovii.
O tym, że będzie to szalony mecz kibice przekonali się tuż po zmianie stron, kiedy Grom trafił do siatki Margasińskiego po raz trzeci. Na to trafienie po indywidualnej akcji kilka chwil później odpowiedział znów Majewski, ale nie był to koniec emocji. Kwadrans przed końcem Grom wyrównał i wszystko wskazywało na podział punktów. W doliczonym już czasie gry po raz kolejny dał znać o sobie Majewski, który skompletował hat-tricka i wylądował w objęciach trenera Albrechta.
- Arek to dla nas ogromne wzmocnienie. Miałem przyjemność pracować z nim jeszcze w ząbkowickim Orle. To piłkarz, który robi różnicę – komplementował 24-latka szkoleniowiec Arkadiusz Albrecht.
Teraz przed Zamkiem spotkania z czołowymi drużynami ligi. Formę ekipy z Kamieńca Ząbkowickiego sprawdzą: Zdrój Jedlina-Zdrój, Zjednoczeni Żarów oraz Nysa Kłodzko. Można więc rzec, że Zamek, choć nie gra już o nic, może jeszcze namieszać w czołówce i będzie rozdawał karty ekipom walczącym o awans do czwartej ligi.
Unia bez szans
Bez zawodników rezerwowych i z dwoma bramkarzami udała się do Bystrzycy Górnej złotostocka Unia. Między słupkami od pierwszej minuty wystąpił Andruszko, a nominalny golkiper juniorów - Bartosz Klecko - pełnił przez 90 minut funkcję obrońcy. Ponadto w składzie znalazło się większość juniorów, a z doświadczonych graczy na boisku grał tylko Mateusz Bień. Mateusz Faron i Szymon Markowski, a więc dwójka piłkarzy grająca w Unii zarówno jesienią jak i w latach poprzednich była nieobecna ze względu na sprawy prywatne.
Spotkanie było bardzo jednostronnym widowiskiem. Bystrzyczanie już do przerwy prowadzili 2:0, a po zmianie stron zaaplikowali graczom Artura Oczkosia jeszcze trzy trafienia i odnieśli pewne zwycięstwo. Złotostoczanie byli tylko tłem dla wyżej notowanych rywali, a strzały gości w tym meczu można było policzyć na palcach jednej ręki. Unia okazała się też idealnym rywalem na debiuty. W barwach bystrzyczan swoje pierwsze minuty właśnie w meczu przeciwko złotostoczanom zanotowali dwaj młodzi gracze gospodarzy.
Unia mimo porażki nadal znajduje się nad strefą spadkową. Ma jednak tylko punkt przewagi nad Piławianką Piława i wydaje się, że walka o pozostanie w lidze będzie trwała do ostatniej kolejki.
Status quo zachowany
Dziesięć minut brakło piłkarzom Skałek Stolec, aby otworzyć sobie autostradę do awansu. Wówczas do siatki Pawła Kota trafił jednak Kamil Jurkowski i w wirtualnej tabeli z ośmiu oczek przewagi zrobiło się pięć. Sparta ma więc jeszcze nadzieję, lecz musi liczyć na przynajmniej dwa potknięcia rywali (w tym przynajmniej jedna porażka) w ostatnich pięciu kolejkach.
Pojedynek lidera z wiceliderem był hitem tej kolejki A-klasy. Spotkanie do ostatniego gwizdka arbitra trzymało w napięciu. Jako pierwsi na prowadzenie wyszli gospodarze po trafieniu Piotra Kupca, który wykorzystał zagranie Mateusza Kurandy i sprytnym strzałem ulokował futbolówkę w bramce Macieja Łosia. Skałki poszły za ciosem i po chwili mogły prowadzić 2:0. Do siatki ponownie trafił Kupiec, jednak arbiter odgwizdał pozycję spaloną pomocnika gospodarzy i gola nie uznał. Pod drugą bramką świetną okazję miał Dawid Gwóźdź, ale z bliskiej odległości trafił w słupek.
Po przerwie inicjatywę na boisku przejęli ziębiczanie, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce i szukali wyrównującego gola. Skałki ograniczały się głównie do wyprowadzania kontr. Dwukrotnie bliski pokonania Kota był Paweł Mazur, ale uderzał w boczną siatkę. Raz też przy próbie lobu lepiej skuteczną interwencją popisał się golkiper Skałek.
Receptę na pokonanie Kota dopiero w 80. minucie znalazł rezerwowy Kamil Jurkowski. Młody gracz Sparty wykorzystał dobre dośrodkowanie od Piotra Kozłowskiego i strzałem z głowy doprowadził do remisu. W końcówce ziębiczanie mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale Paweł Mazur w ostatniej chwili został zatrzymany przez obrońców Skałek i nie zdołał oddać strzału.
- Remis to na pewno nie jest rezultat, który nas satysfakcjonuje. Szkoda, że szybko straciliśmy gola i tak długo przyszło czekać nam na wyrównanie. Żeby zmniejszyć stratę do Skałek i wciąż myśleć o awansie ten mecz należało wygrać. Nie udało się, niemniej jednak nie składamy broni i do końca będziemy walczyć, choć realnie patrząc nasze szanse na przeskoczenie lidera są znikome – mówił po spotkaniu Damian Kozłowski, pomocnik Sparty.
- Dobrze weszliśmy w mecz i w pierwszej połowie nasza gra wyglądała tak, jak sobie zakładaliśmy. W drugich 45 minutach cofnęliśmy się jednak zbyt głęboko i niestety nie zdołaliśmy utrzymać zwycięstwa do końca meczu. Wciąż mamy jednak bezpieczną przewagę nad rywalami i zrobimy wszystko by jej nie roztrwonić w ostatnich kolejkach – powiedział Kupiec, strzelec gola dla Skałek.
Polonia zgodnie z planem
Mimo problemów kadrowych ząbkowicka Polonia nie miała większych problemów z pokonaniem beniaminka z Dobrocina. Gracze Bogumiła Sikorskiego wygrali 4:0 (2:0). – Wygrana różnicą czterech goli to raczej najniższy wymiar kary.
- Standardowo już zmarnowaliśmy kilka naprawdę dogodnych sytuacji. Cieszy jednak zwycięstwo, zdobyte cztery gole i brak straconych, co pozwala z nadzieją patrzeć w przyszłość i liczyć na pozytywny rezultat w następnej kolejce przeciwko Zielonym Łagiewniki– ocenił Bogumił Sikorski, trener Polonii.
Strzelanie w 19. minucie rozpoczął Damian Mikulski, zachowując zimną krew w polu karnym i pokonując golkipera przyjezdnych. Chwilę później było już 2:0, a kapitalnym technicznym uderzeniem popisał się Grzegorz Dziągwa. Do szatni ząbkowiczanie schodzili z dwubramkową zaliczką i pewni zwycięstwa. To nieco uśpiło ich poczynania po zmianie stron. – Pierwszy kwadrans drugiej połowy to bardzo słaby okres gry w naszym wykonaniu. Goście doszli do głosu, a my, miałem wrażenie, że zostaliśmy w szatni. Zdołaliśmy jednak przetrzymać gorsze chwile i po kilkunastu minutach wszystko wróciło już do normy – dodał Sikorski. Dwa gole dla ząbkowiczan po przerwie dołożył Krzysztof Cupiał, raz posyłając futbolówkę strzałem z główki do bramki, a pod koniec meczu nie marnując sytuacji sam na sam.
Polonia z 43 punktami zajmuje trzecią lokatę w tabeli. Ma trzy oczka straty do drugiej Sparty i tyle samo przewagi nad czwartymi Zielonymi z Łagiewnik.
Derby na remis
Derby gminy Ziębice nie miały zwycięzcy. Harnaś Starczówek zdołał przeciwstawić się Henrykowiance Henryków i rzutem na taśmę wywalczył punkt, remisując 2:2. Po końcowym gwizdku gracze Dawida Warciaka mieli sporo pretensji do arbitra głównego, który podyktował, ich zdaniem, niesłuszny rzut karny. – Zarówno my jak i Harnaś gramy już o pietruszkę, niemniej jednak boli, kiedy przez cały mecz na boisku zostawiasz dużo zdrowia, a w końcówce meczu arbiter odgwizduje rzut karny za rzekome zagranie ręką naszego zawodnika. Piłka owszem, trafiła w rękę piłkarza, ale był to gracz Harnasia – opisuje Warciak, trener Henrykowianki.
W pierwszej połowie przewagę mieli piłkarze beniaminka. To Harnaś dłużej utrzymywał się przy piłce i miał lepsze sytuacje do zdobycia goli. Od 5. minuty prowadziła jednak Henrykowianka po rzucie karnym, który skutecznie egzekwował Mateusz Respekta. Gracze ze Starczówka wyrównali po około dwudziestu minutach, a autorem bramki był Karol Prochera i choć mieli jeszcze swoje okazje to ostatecznie do przerwy obie ekipy schodziły przy remisowym rezultacie.
Po zmianie stron inicjatywę przejęli gospodarze. Do siatki Pawła Pukacza szybko trafił Patryk Szulc i wydawało się, że faworyzowani gospodarze są bliscy odniesienia czwartego zwycięstwa z rzędu. W doliczonym czasie gry arbiter podyktował jednak rzut karny za zagranie ręką, a z jedenastu metrów nie pomylił się Prochera i ustalił wynik batalii.
- Z przebiegu meczu remis nie krzywdzi żadnej z drużyn. W pierwszej połowie lepiej grał Harnaś, w drugiej to my przeważaliśmy. Niemniej jednak prowadząc przez większą drugiej połowy i tracąc gola po błędnej decyzji sędziego w doliczonym czasie gry pozostaje spory niedosyt - podsumował zawody Warciak.
Skomplikowana Tarnovia
Wydawało się, że do Uciechowa zespół Waldemara Tomaszewicza jedzie po pewne trzy punkty. Rywalem tarnowian był przedostatni w tabeli Koliber, który na wiosnę zdobył zaledwie jeden punkt. Tarnovia zaś z dziesięcioma oczkami, wydawać się mogło, że rozpoczęła pościg o utrzymanie w A-klasie, a z tygodnia na tydzień jej szanse na pozostanie w lidze wzrastały.
Mecz z Koliberem graczom z Tarnowa kompletnie jednak nie wyszedł. Gracze Waldemara Tomaszewicza przegrali 1:4 (0:3) i okupują ostatnią pozycję z ośmioma punktami straty do Interu Ożary, który znajduje się nad strefą spadkową. - Po tej porażce nasze szanse na utrzymanie drastycznie zmalały - powiedział po spotkaniu Waldemar Tomaszewicz, trener Tarnovii.
Pierwsze dwa kwadranse nie wskazywały na to, że tarnowianie doznają tak wysokiej porażki. W ostatnich piętnastu minutach przed przerwą gospodarze zdobyli jednak trzy gole, a chwilę po zmianie stron dołożyli czwarte trafienie i były to ciosy, po których Tarnovia nie zdołała się podnieść. - Stracone bramki w pierwszej połowie bolą tym bardziej, że padły po naszych fatalnych błędach i nieco dziwnym rzucie karnym - skomentował Tomaszewicz. Jedynego gola dla Tarnovii zdobył w 52. minucie Dawid Rychter.
- Nikomu nic nie ujmując, ale poziom meczu odpowiadał lokatom obydwu drużyn w tabeli. Gospodarze zaprezentowali się lepiej i wygrali zasłużenie. Jak nigdy dysponowaliśmy 14-osobową kadrą, ale nie przełożyło się to na lepszą grę. Szkoda, bo był to jeden z kluczowych meczów. Dotychczas na wiosnę we wszystkich takowych punktowaliśmy... - podsumował zawody trener Tarnovii.
Ślęża zawodzi
Przed tygodniem podopieczni Marka Stepnowskiego tylko zremisowali z Roztocznikiem, a w miniony weekend również podzielili się punktami z wciąż niepewnym utrzymania Orłem Piława Dolna.
Do przerwy Ślęża przegrywała, choć przy rezultacie bezbramkowym miała znakomite szanse na zdobycie gola. Po uderzeniu Seweryna Raszpli z rzutu wolnego futbolówka trafiła w poprzeczkę bramki Orła, a później ten sam zawodnik uderzając z rzutu karnego trafił w słupek. Niewykorzystana jedenastka zemściła się na podopiecznych Marka Stepnowskiego. Gospodarze już w następnej akcji po szybkiej kontrze pokonali Mateusza Łużnego i zaczęło pachnieć niespodzianką. Była to 38. minuta meczu. Jednobramkową zaliczkę piławianie utrzymali do przerwy.
W drugiej połowie Ślęża szybko zdołała odrobić straty. Do siatki trafił Łukasz Łużny, popisując się uderzeniem zza pola karnego. Wydawało się, że goście pójdą za ciosem, jednak kibice więcej bramek już nie ujrzeli i obie ekipy zdobyły po jednym punkcie. - Szkoda kolejnych straconych punktów, bo piłkarsko prezentowaliśmy się lepiej, szczególnie w drugiej połowie mieliśmy naprawdę fajne okazje do zdobycia bramki dającej zwycięstwo, jednak szwankowała skuteczność - ocenił pojedynek Marek Stepnowski, trener Ślęży.
Dla Orła było to ważne oczko w kontekście walki o utrzymanie. Gracze z Piławy Dolnej mają sześć punktów przewagi nad strefą spadkową, ale w ostatnich czterech kolejkach czekają ich trzy ciężkie mecze - zagrają z Zielonymi Łagiewniki, Spartą Ziębice i Skałkami Stolec. Ich czwartym rywalem już w następnej kolejce będzie LKS Dobrocin.
Inter nadal musi walczyć
Podzieliły się punktami dwie ekipy z dolnej części tabeli. Trzeci od końca Inter Ożary zremisował z notowanym dwa oczka wyżej Cisem Brzeźnica 1:1 (1:1). Samo spotkanie nie zachwyciło i choć więcej okazji do strzelenia gola mieli gospodarze to ostatecznie po końcowym gwizdku arbitra zwycięzcy nie było.
Jako pierwsi prowadzenie objęli goście po trafieniu Gheorghity Ghalbeazy, który wykorzystał prostopadłe zagranie Patryka Łuki. Tuż przed przerwą Inter zdołał jednak wyrównać za sprawą Łukasza Trybulca, który uderzył z dystansu, piłka odbiła się od poprzeczki, pleców bramkarza i wpadła do siatki. Zaraz po tej akcji gracze Cisu mieli spore pretensje do arbitra głównego. Ich zdaniem chwilę przed uderzeniem Trybulca podczas zamieszania przed swoim polem karnym faulowany był Łuka i arbiter powinien przerwać grę.
- Uważam, że remis to sprawiedliwy rezultat, choć kto wie jak potoczyłby się mecz, gdybyśmy zdołali utrzymać do przerwy jednobramkowe prowadzenie - mówił Łuka. - Od dłuższego czasu borykamy się z problemami kadrowymi i było to widać także w tym meczu. Szkoda, że zawodnicy, którzy mogą grać przyjeżdżają na mecz w roli widza, kiedy my na ławce mamy zaledwie jednego gracza rezerwowego - dodaje pomocnik brzeźniczan.
ms. / em24.pl
Derby przełożone, Skałki zachowują pięć punktów przewagi [VIDEO]
2017-05-24 15:32:05
gość: ~Kibc
Juniorzy orła też pokazały klasę w Głogowie prezes powinien się podać do dymisji
2017-05-24 17:38:45
gość: ~kibic poloni
@~Kibc
A juniorzy poloni lideruja w tabeli i pewnie zamienią sie ligami z orlem.Wstyd dla orla a pan burmistrz powinien podzielić targowisko między te dwa kluby.
2017-05-24 22:49:19
gość: ~Kibic poloni
ostatnio dodany post
Wedlug mnie w zabkowicach sa 2 kluby ktore sa na wysokich poziomach moze juniorzy orla jezdza na kazdy mecz z brakami kadrowymi no ale to jest powod nowego zarzadu orla chlopakom powoli juz nie chce grac w orle polonia teraz walczy o historyczny awans dla klubu wywalczyli awans do loj i to byl dla nich sukces i przed 2 lub 3 sezony walczyli w srodkowej tabeli teraz udaje im sie wywalczyc lidera i zostalo im 3 mecze do rozegrania musza tylko 2 z tych meczy wygrac zeby miec awans i to ze obie grupy juniorow orla spadna od nastepnego sezonu do okregowki to nie znaczy ze ma sie druzyna rozpasc kazdy przegrywa i wygrywa ale trzeba walczyc do konca nie poddawac sie
REKLAMA
REKLAMA