Orzeł nie zatrzymał lidera, bardzka Unia remisuje w Wołowie. W A-klasie Skałki demolują Zielonych, a Ślęża zatrzymuje Polonię. Porażki Zamku i złotostockiej Unii.
Lider upolował Orła
Już po dwóch kwadransach meczu Orzeł przegrywał z liderem z Gaci 0:3 i w Ząbkowicach Śląskich zanosiło się na pogrom. Ostatecznie pojedynek zakończył się wynikiem 1:4 (0:3), a rezultat w pełni oddaje to, co działo się na murawie przez 90 minut.
- Foto-Higiena pokazała ze nieprzypadkowo jest liderem - wykorzystała wszystkie nasze błędy i już w pierwszej połowie zasłużenie wysoko prowadziła. Analiza tego spotkania pokazuje jak duzo pracy jeszcze nas czeka aby osiągnąć odpowiedni poziom - powiedział po meczu trener Orła Tomasz Masłowski.
Biało-niebiescy już po 9. minutach przegrywali 0:2. W 12 minucie gracze Masłowskiego mogli zdobyć gola kontaktowego, ale w sytuacji sam na sam Zalewski trafił tylko w słupek. W 26. minucie po rzucie rożnym trzecie trafienie zdobyli goście i jasnym było, że w tej konfrontacji biało-niebiescy sensacji nie sprawią. Po zmianie stron Orzeł zagrał nieco odważniej, czego efektem był gol rezerwowego Wiącka na 15. minut przed końcem rywalizacji. Kilka minut później z boiska za dwie żółte kartki został wyrzucony jednak Majewski i ostatnie ponad dziesięć minut ząbkowiczanie grali w osłabieniu. Grę w przewadze gracze lidera zdołali wykorzystać i po kontrze już w doliczonym czasie gry ustalili wynik konfrontacji na 4:1.
Kolejny remis Unii Bardo
Gdy w poprzednim sezonie bardzianie zdobywali wicemistrzostwo klasy okręgowej grali bez kompromisów. Na 30 spotkań zremisowali zaledwie raz i to na inaugurację sezonu. W IV lidze natomiast podopieczni Tomasza Zielińskiego są dotychczas najczęściej remisującym zespołem w rozgrywkach, dzielając się punktami trzy razy w siedmiu meczach.
Tym razem punkt biało-niebiescy przywieźli z Wołowa, gdzie zremisowali 1:1 (0:0) z miejscowym beniaminkiem. Bardzianie prowadzili 1:0 po golu Robaka, ale na około kwadrans przed końcem stracili bramkę wyrówującą. - To nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Szkoda, że znów szwankowała skuteczność, bo stworzyliśmy sobie 5-6 dogodnych sytuacji do zdobycia gola, a wykorzystaliśmy zaledwie jedną. Na tle rywala zaprezentowaliśmy się bardzo korzystnie, prowadziliśmy grę od pierwszej do ostatniej minuty, dlatego tym bardziej szkoda, że nie udało się wygrać - powiedział po spotkaniu Tomasz Zieliński, trener Unii, który z powodu choroby na boisku pojawił się tylko na końcowe minuty. Dodał też, iż z powodu problemów ze zdrowiem w meczu nie mogli zagrać Wandzel i Okrojek. Kontuzję ręki wciąż leczy Pietrzak, a uraz pachwiny uniemożliwia grę Idziemu.
W następnej kolejce bardzianie na własnym obiekcie podejmą Karolinę z Jaworzyny Śląskiej.
Zamek w kryzysie
Zespół z Kamieńca Ząbkowickiego przegrał drugi mecz z rzędu. Tym razem Zamek uległ na własnym obiekcie 2:3 (1:1) rewelacyjnemu beniaminkowi z Boguszowa-Gorce. Tytułowy kryzys nie tyczy się wyników zespołu, bo te na początku sezonu są całkiem niezłe. Chodzi tu bardziej o katastrofalną sytuację kadrową Zamku. Waldemar Tomaszewicz po raz kolejny musi posiłkować się zawodnikami z drużyny rezerw i juniorami.
Sadowski, Rosikoń, Paw, Plata, Szydełko, Silva, Bierut, Sopuch, Chamerski, Albrecht i Ruszczyński to lista nieobecnych w zespole gospodarzy w sobotnim pojedynku. O ile nieobecność niektórych jest tylko wyjątkiem, o tyle Paw czy Silva zrezygnowali z gry defintywnie. Ten drugi udał się do Włoch, gdzie będzie próbował swoich sił w futsalu. Wplatając w to długotrwałe kontuzje Sadowskiego i absencje Bieruta oraz Sopucha (praca za granicą), a także czerwoną kartkę z sobotniego meczu Piotra Burczaka wydaje się, że Zamek na kolejny mecz z Pogonią Duszniki-Zdrój uda się niezwykle przetrzebiony. - Brakuje mi już słów żeby określić obecną sytuację kadrową. Najgorzej, że nic nie mogę w tym temacie zrobić - mówi wyraźnie zmartwiony trener Zamkovii.
Sobotni mecz dla Zamka rozpoczął się idealnie. W szóstej minucie gola dla gospodarzy zdobył Sienkiewicz. Im dalej w przysłowiowy las, tym było już gorzej. Rywale wyrównali jeszcze przed przerwą po nieco kontrowersyjnej jedenastce, a zaraz po zmianie stron zdobyli drugiego gola. Zamek próbował walczyć i miał swoje szanse, ale to rywale po raz trzeci pokonali Barteckiego. Rzut karny podyktowany za rękę w polu karnym Rychtera na bramkę zamienił jeden z graczy gości. Kilka minut wcześniej z boiska za czerwoną kartkę wyleciał Piotr Burczak, który nieprawidłowo powstrzymywal napastnika przyjezdnych. Grający w dziesiątkę Zamek do końca walczył o choćby punkt. W 77. minucie kontaktowego gola zdobył Mieszkalski, lecz to było wszystko, na co tego dnia stać było graczy Tomaszewicza. W końcówce czerwoną kartkę zobaczył jeszcze Neto. Była to kosekwencja drugiego napomnienia i ostatecznie trzy punkty pojechały do Boguszowa-Gorce.
- Sytuacja kadrowa drużyny jest bardzo trudna żeby nie powiedzieć beznadziejna. Gramy teraz bardziej o przetrwanie niż o wynik. Wszystkie przedsezonowe założenia diabli wzięli - denerwuje się Tomaszewicz. - Jeśli chodzi o sobotni mecz to przegraliśmy zasłużenie. Było stać nas tylko na tyle, ile wskazuje wynik. Na początku nieco sensacyjnie prowadziliśmy, rywale gola wyrównującego zdobyli z problematycznego rzutu karnego, ale z gry prezentowali się lepiej i zasłużenie zgarnęli trzy punkty - skwitował trener Zamku.
„Awansu nie będzie!”
- Katastrofa - powiedział po przegranym meczu 0:2 (0:0) z Iskrą Jaszkowa Dolna trener Unii Złoty Stok Grzgorz Czachor. Jego podopieczni po raz pierwszy w tym sezonie zagrali na własnym, wyremontowanym boisku, jednak na tle rokrocznie walczącej o utrzymanie Iskry wyglądali słabo i ostatecznie przegrali różnicą dwóch goli. Na nic zdały się zmiany, na nic też słowa motywujące na odprawie przedmeczowej i krytyki w przerwie spotkania. - Zagraliśmy słabo, zaczynając od bramkarza i kończąc na napastniku. Nie mogę nikogo wyróżnić, zupełnie. Tak słabej Unii nie widziałem chyba nigdy. Przed sezonem były deklaracje awansu. Mieliśmy walczyć o czwartą ligę, ale już teraz trzeba sobie powiedzieć jasno: tego awansu w Złotym Stoku nie będzie! - mówi wyraźnie zirytowany szkoleniowiec.
Czachor za ten mecz ma spore pretensje do swoich zawodników. - Nie trenujemy regularnie, na zajęcia przychodzi po kilka osób. Jak może w pierwszym składzie wychodzić osoba, która zaliczyła jeden trening w tygodniu albo w ogóle? Wiem, że jest to tylko okręgówka i zawodnicy mają też swoje obowiązki prywatne, ale skoro deklarujemy grę o awans to warto byłoby ją poprzeć czynami, a nie rzucać puste słowa na wiatr. Pretensje jednych do drugich czy docinki w moją stronę nie prowadzą do niczego dobrego. Każdy z graczy powinen zacząć od rozliczania siebie a nie innych - dodaje Czachor.
Trener Unii pryznaje, że przeszła mu przez myśl rezygnacja z prowadzenia zespołu po niedzielnym spotkaniu. Ostatecznie jednak takiej decyzji nie podjął. - We wtorek mamy spotkanie z zarządem, gdzie ja przedstawię swoje warunki i swój punkt widzenia, zarząd swój, a zawodnicy powiedzą swoje. Jeśli podczas spotkania zarząd zadecyduje żebym pozostał na stanowisku trenera to otwarcie mówię, iż mecz pucharowy będzie dla mnie i drużyny ostatnim sprawdzianem. Jeśli zawiedziemy po raz kolejny to odejdę i zrobię to tylko ze względu dla dobra tego zespołu. Nie obrażę się, nie będę miał nikomu nic za złe - po prostu zrobię to, bo może tej drużynie potrzebna jest świeża krew na ławce trenerskiej - wyjaśnia szkoleniowiec Unii.
Zapytany o swoje przedwczesne opuszczenie ławki rezerwowej podczas meczu z Iskrą Czachor przyznał, że było to spowodowane względami prywatnymi. - W żadnym wypadku obraz meczu i wynik nie spowodował, że opuściłem ławkę trenerską szybciej. Było to spowodowane sprawami rodzinnymi. Jeżeli będę chciał odejść to zrobię to z klasą, bo nie jestem z tych, którzy odchodzą bez słowa i rezygnują pod wpływem emocji - kończy wciąż jeszcze trener Unii.
Cis na remis
Punkt z Uciechowa przywiózł Cis Brzeźnica. Podopieczni Wojciecha Dujina bezbramkowo zremisowali z tamtejszym Koliberem. - Z gry drużyny jestem zadowolony. Szkoda, że nie udało się wygrać i zainkasować trzech punktów, ale punkt wywalczony na wyjeździe, w dodatku grając znaczną część drugiej połowy w osłabieniu też trzeba szanować - powiedział po spotkaniu trener brzeźniczan. Czerwoną kartką w 60. minucie gry został ukarany Poręba za użycie obraźliwych słów w stronę arbitra.
Ślęża zatrzymała Polonię
Wielu kibiców przybyło w niedzielne przedpołudnie na stadion w Ząbkowicach Śląskich, gdzie miejscowa Polonia rywalizowała ze Ślężą Ciepłowody. Samo spotkanie mogło się podobać, a o meczu zadecydowały bramki z końcówki pierwszej i początku drugiej części gry. Najpierw do siatki trafił napastnik miejscowych Stanuch, który dobił uderzenie Dziągwy z rzutu karnego, a wyrównał Marcin Gerlach, wykańczając solową akcję Łukasza Łużnego. Obie ekipy miały swoje okazje do strzelenia drugiego gola - wśród gospodarzy najlepszych niewykorzystali Madej i Stanuch, po stronie ciepłowodzian w słupek uderzał Raszpla, a raz po uderzeniu Gerlacha dobrze interweniował Wolan.
- Ślęża to naprawdę dobra ekipa, a miejsce w tabeli nie odzwierciedla potencjału jakim dysponują. Młodzi, ambitni chłopcy z przeszłością w Orle z nami zagrali nieźle i przede wszystkim tworzyli zespół, co niekoniecznie wychodziło im w innych spotkaniach. Zagraliśmy bardziej defensywnie i podeszliśmy z respektem do rywala. Sam pojedynek mogliśmy zarówno wygrać, jak i przegrać, także punkt bezwzględnie szanujemy, a że z przedostatnią ekipą? Ślęża powinna być znacznie wyżej - mówił po spotkaniu trener polonistów Bogumił Sikorski. Trener Polonii nieco rozpaczał, że jego graczom przyszło grać na górnej płycie boiska, bo jej stan po treningach seniorów jak i grup młodzieżowych nie jest dobry. - Nie chcę jednak komentować tej decyzji - przyznał Sikorski. Do meczu ząbkowiczanie przystąpili bez Filipiaka, Cupiała i Senko. - Dwóch z nich to dynamiczni gracze, którzy mogliby powalczyć z chłopakami z Ciepłowód. Dodatkowo przed przerwą z boiska musiał zejść też Mikulski. To też nieco pokrzyżowało mi plany, jednak ten mecz to już przeszłość. Skupiamy się teraz na kolejnym rywalu - kończy szkoleniowiec Polonii, która po remisie spadła na trzecie miejsce w tabeli kosztem Harnasia. Za tydzień ząbkowiczanie zagrają z innym z beniaminków - LKS-em Dobrocin.
W podobnym tonie o meczu wypowiedział się Marek Stepnowski, prowadzący Ślężę. - Z jednej strony czuć niedosyt, bo mimo kilku okazji Polonii, według mnie, graliśmy lepsze spotkanie i przeważaliśmy. Z drugiej strony nie narzekamy, bo zdobyliśmy w koncu punkt, w dodatku na wyjeździe i grając z wiceliderem. Z meczu na mecz prezentujemy się coraz lepiej i jestem przekonany, że utrzymamy tę tendencję i teraz zaczniemy już regularnie punktować i piąć się w górę tabeli - ocenił pojedynek szkoleniowiec ciepłowodzian. Stepnowski podobnie jak Sikorski żałował, że spotkanie odbywało się na górnej płycie. - Liczyłem, że zagramy na głównej murawie, gdyż boisko, na którym graliśmy niestety, ale nie było w najlepszym stanie - dodawał. Ślężę czeka teraz spotkanie z Orłem Piława Dolna.
Dziewięć bramek w meczu na dnie. Orzeł lepszy od Tarnovii
Sporą szansę na pierwsze punkty w sezonie miała Tarnovia Tarnów. Piłkarze Jacka Pawłowskiego nie zdołali jednak dowieźć korzystnego wyniku do końca meczu i ostatecznie ulegli w Piławie Dolnej 4:5 (3:4).
Mecz dobrze rozpoczął sie dla gości, bo już w pierwszym kwadransie gry futbolówkę do własnej bramki skierował Patryk Kucharek i Tarnovia prowadziła 1:0. Kilkanaście minut później Orzeł doprowadził jednak do wyrównania, a dwie minuty później objął prowadzenie. W 30. minucie było już 3:1 po skutecznie wyegzekwowanym rzucie karnym i wydawało się, że Tarnovię znów czeka pogrom. Siedem minut później straty zmniejszył Wodecki, jednak na jego bramkę już dwie minuty później odpowiedzieli miejscowi. Ostatnie słowo w tej części gry należało jednak do Tarnovii - w 44. minucie rezultat pierwszej połowy na 4:3 dla gospodarzy ustalił Sidor skutecznie wykorzystując rzut karny.
Po zmianie stron również było ciekawie. W 58. minucie Tarnovia strzeliła wyrównującego gola, a na listę strzelców po raz drugi wpisał się Wodecki. Od tego momentu zarówno jedni jak i drudzy mieli swoje sytuacje do zdobycia zwycięskiego trafienia. Ostatecznie jedną z nich wykorzystali piławianie, którzy na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry objęli prowadzenie i nie oddali go do ostatniego gwizdka arbitra.
Taki rezultat spowodował, że Orzeł awansował w tabeli na 11 miejsce kosztem Interu Ożary. Tarnovia z zerowym dorobkiem punktowym zamyka klasyfikację.
Derby dla Harnasia
Sporo emocji przysporzył derbowy pojedynek pomiędzy Spartą Ziębice a Harnasiem Starczówek. Z derbowego starcia zwycięsko wyszli gracze beniaminka, którzy w Ziębicach pokonali gospodarzy 2:1 (1:1). Miejscowi mecz kończyli w dziewiątkę, po dwóch czerwonych kartkach w drugiej części batalii.
Pojedynek udanie rozpoczął się dla piłkarzy ze Starczówka, którzy już w pierwszym kwadransie objęli prowadzenie. Do bramki Sparty trafił 17-letni Galik, który jeszcze w ubiegłym sezonie biegał po boiskach ligi dolnośląskiej w barwach ząbkowickiego Orła. Korzystnego wyniku beniaminek nie zdołał jednak dowieźć do przerwy. Tuż przed gwizdkiem oznajmiającym odpoczynek gola wyrównującego gola zdobył Tutkaj, który zachował najwięcej zimnej krwi i w zamieszaniu w polu karnym pokonał Pukacza. Do przerwy 1:1.
W drugich 45 minutach początkowo przewagę osiągnęli gospodarze, jednak w około 60 minucie po jednej z kontr w sytuacji sam na sam z bramkarzem znalazł się napastnik Harnasia Madej. Golkiper ziębiczan interweniował ręką poza polem karnym i obejrzał czerwoną kartkę, a ekipa ze Starczówka grała w przewadze. W około 75. minucie gracze beniaminka grali już o dwóch piłkarzy więcej po tym jak za drugą żółtą kartkę z boiska został wyrzucony Gwóźdź. Gracz miejscowych nie zdążył do dośrodkowania i...ręką wepchnął piłkę między słupki za co zobaczył drugi żółty kartonik. Goście ruszyli do ataków i szybko zdołali udokumentować swoją przewagę liczebną golem. Do siatki trafił rezerwowy Smoręda i dał swojej ekipie upragnione trzy punkty. W derbach gminy Ziębice nieoczekiwanie trzy oczka powędrowały na konto Starczówka. Sparta została z niczym.
- W skali 90 minut spotkanie bardzo wyrównane. Raz to my mieliśmy przewagę, raz rywale. W drugiej połowie, po tym jak gospodarze grali w osłabieniu, zaczęliśmy dominować i tworzyć składne akcje. Jedną z nich udało zamienić się na zwycięskiego gola. Takie zwycięstwo smakuje podwójnie. Derby, mecz na wyjeździe, wiele emocji i upragniona wygrana. Teraz przed nami kolejne ciężkie spotkanie. W najbliższy weekend zagramy z Henrykowianką i to także będzie mecz z podtekstami ze względu na to, iż Harnaś jak i Henrykowianka to zespoły z jednej gminy - powiedział po meczu Łukasz Głowak - grający trener Starczówka.
Bezlitosne Skałki
Tak kapitalnego rozpoczęcia sezonu nie pamiętają w Stolcu od dawna. Skałki grają jak z nut i gromią kolejnych rywali. Tym razem ich łupem padli Zieloni Łagiewniki, którzy wyjechali ze Stolca z ośmiom straconymi i ledwie jednym strzelonym golem. Festiwal strzelecki rozpoczął w 21. minucie Iwanicki, a po nim do siatki trafiali kolejno: Piotr Wiśniewski, Satanowski, Krupiński, Brzózka, Kuranda, Zalot i ponowne Satanowski. Zieloni odpowiedzieli tylko golem na 3:1 tuż przed końcem pierwszej połowy. Kota pokonał Twarożyński.
Po siedmiu kolejkach podopieczni Tomasza Starczynowskiego mają na swoim koncie komplet oczek i 39 bramek strzelonych. Jeśli stolczanie utrzymają taką skuteczność to już w połowie rundy rewanżowej będą mogli cieszyć się ze zdobycia stu goli w lidze. Po tak dobrym początku sezonu w Stolcu zaczynają wzrastać apetyty na awans, tym bardziej, że wyniki ostatniej kolejki ułożyły się dla stolczan korzystnie. Wiceliderem został beniaminek ze Starczówka, który traci do Skałek trzy oczka.
Inter wypuszcza remis w końcowych minutach
Blisko zdobycia kolejnych punktów był Inter Ożary. Po tym jak w 81 minucie do wyrównania doprowadził Trybulec wydawało się, że gospodarze zainkasują w starciu z Henrykowianką chociaż punkt. Nic bardziej mylnego. Ostatni cios w tej batalii wyprowadzili goście. W 87. minucie Dudzica pokonał Kalwik.
Mecze z udziałem Henrykowianki trzymają w napięciu zazwyczaj do ostatnich minut. Tak też było tym razem. Pierwsi prowadzenie objęli przyjezdni po golu Respekty, ale tuż przed zmianą stron wyrównał Górski. Remis utrzymywał się jednak krótko, bo już dwie minuty po przerwie gola dla Henrykowianki strzelił ponownie Respekta. Inter szukał wyrównania i w końcu w 81. minucie dopiął swego po trafieniu Trybulca. Końcowe minuty przyniosły jednak zwycięskiego gola gościom. Do siatki trafił Kalwik.
Dla henrykowian było to trzecie zwycięstwo z rzędu. Inter zaś ostatnie punkty zdobył dwie kolejki temu, remisując 1:1 w Uciechowie z tamtejszym Koliberem. Za tydzień gracze Dawida Warciaka po przedłużenie zwycięskiej passy pojadą do Starczówka, a Inter prowadzony przez Przemysława Gajka zmierzy się z Cisem Brzeźnica.
sm. / Express-Miejski.pl
REKLAMA
REKLAMA