Express-Miejski.pl

Szkoły nieprzystosowane do przyjęcia 6-latków

- Nie dostrzegamy różnic między rocznikami - mówi Janina Jakubowska

- Nie dostrzegamy różnic między rocznikami - mówi Janina Jakubowska fot.: bom

Od przyszłego roku dzieci mają obowiązkowo rozpocząć naukę od 6 roku życia, czyli o rok wcześniej niż obecnie. Rodzice i nauczyciele protestują, twierdząc, że szkoły nie są przystosowane do przyjęcia maluchów.

W sprawę zaangażowali się też polscy celebryci, między innymi aktorzy Joanna Brodzik i Marcin Dorociński. Oboje wzięli udział w kampanii przeciwko temu pomysłowi. W spocie nakręconym w ramach kampanii społecznej „Ratuj maluchy” mówią:

- Polska szkoła nie jest przygotowana na przyjęcie sześciolatków – twierdzi  Joanna Brodzik.

Głos kuratorium

Według danych Kuratorium Oświaty we Wrocławiu w tym roku szkolnym do szkół trafiło ok. 16 procent 6-latków, a w ubiegłym jeszcze więcej. Wynika z tego, że wśród rodziców jest także duża grupa zainteresowanych osób, popierających reformę.

- Podczas wizyt w szkołach, w których w jednej klasie uczą się sześciolatki i siedmiolatki, nie dostrzegamy różnic między rocznikami – stwierdza Janina Jakubowska, zastępca dyrektora wydziału Rozwoju Edukacji we wrocławskim kuratorium. – Nie widzimy tutaj problemu. Dzieci na pewno doskonale sobie poradzą. Jak każda zmiana, ta także wywołuje emocje. Najmniej przychylni obniżeniu wieku obowiązku szkolnego są rodzice, którzy nie byli w szkole, do której mogą posłać swoje dziecko. Dlatego powinni pójść i zobaczyć, jak jest przygotowana, co oferuje, porozmawiać z nauczycielem. W mojej ocenie, szkoły są naprawdę w zdecydowanej większości przygotowane na przyjęcie sześciolatków.

Sztuczny podział

Niektórych rodziców najbardziej oburza podział wprowadzony przez rząd. Dzieci urodzone między styczniem a lipcem 2008 r. mają obowiązek zjawić się w szkole i zacząć naukę wraz ze starszymi od siebie kolegami. Natomiast "szczęśliwcy", jak nazywają ich zbulwersowani internauci, urodzeni w drugiej połowie roku, których rodzice wciąż mają wybór- mogą zapisać swoje dziecko do pierwszej klasy, ale nie muszą.

- Mój syn urodził się za wcześnie, żeby w 2014 r. mógł zostać jeszcze w przedszkolu. Jaka jest różnica między dzieckiem z 30 czerwca a z 1 lipca? - pyta matka dziecka urodzonego w pierwszej połowie roku.

Złudne nadzieje

Rząd liczył, że wszystkie placówki zostaną przygotowane i dostosowane do potrzeb maluchów, które uczą się przecież głównie poprzez zabawę. W założeniach, w każdej klasie, do której mają trafić sześciolatki, miały znaleźć się materace lub dywaniki, na których mogłyby spędzać czas między poszczególnymi lekcjami, zabawki edukacyjne mające im pomóc w rozwijaniu się itp. Niestety, ale nie we wszystkich szkołach udało się wprowadzić to w życie. Główny powód to kłopoty finansowe, wszechobecne w szkolnictwie od kilku lat. Poza tym, niektóre z klas są po prostu zbyt małe, żeby przeznaczać dodatkową przestrzeń na ten cel.

Niektórzy nauczyciele zwracają też uwagę na inny problem- nieprzygotowanie dzieci do tych zmian.

- Przychodzą do mojej klasy dzieci 6-letnie, które nie potrafią napisać żadnej literki ani cyferki, liczenie to jakaś abstrakcja. I co ja mam zrobić kiedy w tej samej klasie mam 7-latki płynnie czytające i potrafiące dodawać? – pyta nauczycielka jednej z ząbkowickich szkół podstawowych.

Referendum?

W ramach kampanii „Ratuj maluchy” celebryci nie tylko wyrażają swój sprzeciw dla pomysłu rządu, ale zachęcają też rodziców do podpisywania wniosku o referendum w tej sprawie. Mimo, że zebrano już wymagane 500 tysięcy podpisów, akcja trwa nadal. 12 czerwca zebrane formularze z podpisami zostaną przewiezione do Sejmu RP i przekazane parlamentarzystom.

Opinie na ten temat są bardzo podzielone. Większość zgadza się jednak, że to, czy ten pomysł ma rację bytu, okaże się tak naprawdę dopiero w praktyce, kiedy wejdzie w życie.

chica / express-miejski.pl

0

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

REKLAMA