Express-Miejski.pl

Źródełko Cyryla - Legenda o Ziębicach

Legendy Ziemi Ząbkowickiej

Legendy Ziemi Ząbkowickiej fot.: Express-Miejski.pl

Raz w tygodniu publikujemy nagrodzone w konkursie na najciekawszą legendę Ziemi Ząbkowickiej prace. Organizatorem konkursu było stowarzyszenie LGD Qwsi. Dziś prezentujemy legendę Anny Dubaniowskiej.

Źródełko Cyryla - Legenda o Ziębicach

Dawno, dawno temu w XVI wieku na dzisiejszych ziemiach Dolnego Śląska, a wówczas pod panowaniem książąt czeskich, w pewnym grodzie, zwanym przez wielu Sambice, wraz z ojcem i matką mieszkała mała dziewczynka - Cyrylka. Cyrylka uwielbiała malować pejzaże, bowiem talent i miłość do sztuki odziedziczyła po mamie. Jej mama umarła kiedy Cyrylka była jeszcze malutkim dzieciątkiem, a tato ożenił się z dużo od siebie starszą kobietą, po to aby dziewczynka miała matkę. Macocha nienawidziła pasierbicy, ale udawała, że ją kocha ponieważ tato Cyrylki był zamożnym szlachcicem. Cyrylka w pogodne, słoneczne dni chodziła z tatą do lasku przy drodze, w którym znajdowało się małe źródełko. Spędzali tam całe popołudnia, razem świetnie się bawiąc lub malując obrazy.  

Mijały dni, lata…

Cyrylka stawała się coraz bardziej dojrzałą panną, gdy nagle jej kochany ojciec zachorował na Dżumę. W tamtych czasach była to śmiertelna choroba, na którą nie było lekarstwa. Dziewczyna bardzo przeżywała śmierć taty, a macocha nie musząc już ukrywać swojej nienawiści do dziewczynki kazała wynosić się jej do obory. Od tamtej pory Cyrylka zajmowała się całym gospodarstwem, sprzątała dom, dbała o zwierzęta i tęskniła za tatą… Codziennie jednak chociaż na parę minut chodziła nad źródełko, modliła się za tatę i wspominała wspólne miło spędzone chwile… Miała nadzieję, że macocha nie wie gdzie ona jest i nie zauważy jej obecności. Jednak staruszka od jakiegoś czasu śledziła dziewczynę obmyślając co zrobić aby pozbyć się jej raz na zawsze

Pewnego dnia Cyrylka spotkała w lesie małego ptaszka - ziębę. Zaprzyjaźniła się z nim i gdy tylko pojawiła się w lesie, od razu słyszała jego cudowny śpiew. Śliczny oliwkowo brązowy ptaszek  pocieszał Cyrylkę w najgorszych chwilach. Siadał na jej drobnych paluszkach i śpiewał.

– Och, kochany ptaszku! Tylko ty jeden mnie rozumiesz, potrafisz mnie pocieszyć - wyznała Cyrylka, która była nadzwyczaj szczęśliwa, że znalazła takiego przyjaciela. - Jesteś moim najlepszym przyjacielem!

Ptaszek natomiast odpowiadał dziewczynce śpiewem (co miało znaczyć, że on też ją lubi).

Kolejny raz, Cyrylka odwiedzając to miejsce, usiadła pod starym drzewem i podziwiała piękno przyrody. Drzewa szumiały, a woda wypływała ze źródełka i przetaczała się dalej w mały potok. Nagle zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Niebo było bezchmurne i niesamowicie błękitne, a na nim widniały księżyc i gwiazda. W powietrzu czuć było jeszcze wilgoć pozostałą z ówczesnego deszczu.  Tuż za samym źródełkiem zaczęło się dziać coś niezwykłego. Pojawił się zamek; Cyrylce zdawało się, że gdzieś go już widziała. Na drzwiach tego zamku był orzeł; ogromny i kruczoczarny. Cyrylka była znakomitą malarką i zawsze była przygotowana; nosiła przy sobie malutki kawałek płótna, paletę farb i dwa pędzelki. Zaczęła malować ten niesamowity widok. Gdy już skończyła go malować, postanowiła,  że wejdzie do środka i zobaczy co kryje się za wielkimi drzwiami. Delikatnie zapukała w ogromne drzwi. Otworzył jej wielki jednooki olbrzym.

Witaj śliczna panienko w naszym zamku! Zapraszam do środka!- wesoło przywitał ją.

Dzień dobry - odpowiedziała grzecznie, trochę przerażona „wielkim człowiekiem”.

- Ale muszę Cię przestrzec, zanim zawitasz w nasze progi. Nasz zamek bowiem pojawia się tylko na trzydzieści minut. Po upływie czasu znika i nie wiadomo kiedy znowu się pojawi. Gdy nie zdążysz wyjść, utkniesz tu z nami być może i na zawsze.

Cyrylka zastanowiła się chwilę i pomyślała, że tutaj nawet lepiej byłoby jej niż z macochą i chciała zwiedzić zamek, chociaż przez chwilę. Następnie podziękowała olbrzymowi za powitanie i weszła do pałacu.

Ten zamek jest ogromny! O! A co to tam się tak błyszczy? Jakie to cudowne! – zachwycała się prawie każdą rzeczą którą tam zobaczyła.

– A teraz zapraszamy szanowną panienkę na ucztę. Proszę podążać za mną. – olbrzym wskazał ręką, a Cyrylka poszła tuż za nim do jadalni. Na środku niej stał wielki okrągły stół, dookoła niego ustawione były krzesła, zdobione szlachetnymi kamieniami. Na ścianach widniały przeróżne obrazy; portrety przodków i pejzaże. Na jednej ze ścian znajdował się zegar, wielki na czterdzieści stóp.

Zbliżał się czas kolacji. Wszyscy mieszkańcy pałacu zeszli się do jadalni; krasnoludy, elfy, skrzaty i rusałki leśne. Na kolacje podano indyka i mnóstwo innych pyszności, które bardzo wszystkim smakowały. Dziewczynka dobrze się bawiąc, zauważyła coś dziwnego, niektóre rzeczy zaczęły powoli znikać i przetaczać się w kolorową parę wodną. Popatrzyła na wielki zegar.

O nie! Została mi tylko minuta, muszę …. – nie dokończyła bo wybiegła z jadalni w stronę drzwi. Zdążyła tylko pożegnać się szybko z przyjaciółmi i podziękować za miło spędzony czas. W ostatniej chwili udało jej się uciec i… Obudziła się, rozejrzała dokoła i zrozumiała, że był to tylko sen. Zobaczyła, że w ręku trzyma kawałek płótna. Rozwinęła i zobaczyła obrazek zamku, który jej się przyśnił.

- Ach… Znowu coś namalowałam śniąc… - szepnęła do siebie Cyrylka. Szybko podniosła się z trawy i wróciła do domu, gdzie czekała na nią macocha, bardzo zła, gdyż dzisiejszego dnia nie poszła za dziewczyną i nie wiedziała gdzie ona jest i co robi. 

Przez kolejne dni dziewczyna chodziła do lasku, z myślą że uda jej się zobaczyć magiczny pałac. Jednak bezskutecznie, bo on wciąż się nie pojawiał. Cyrylka była bardzo smutna, a wówczas przyleciał do niej jej dobry, stary przyjaciel -  mała zięba - i usiadł na jej delikatnych paluszkach. Zaćwierkał, jakby chciał ją pocieszyć.

 – Ach… gdybym tylko mogła, choć raz, na żywo ujrzeć ten pałac. – mówiąc to z łzami w oczach, wyciągnęła z kieszeni rysunek zamku i zamyśliła się.

Z zamyślenia wyrwał ją stary skrzeczący głos:

- Dziecko, co się stało? – spytała staruszka skradająca się do niej.

- Nic, nie ważne…  - odparła smutno – To i tak już nie ma znaczenia. Cyrylka siedziała na trawie ze spuszczoną głową.

- Mam tu wodę, wypij, a poczujesz się lepiej! – podała jej kielich i zachichotała.

Cyrylka napiła się po czym upadła.

Staruszka w jednej chwili zrzuciła z siebie czarny płaszcz i oczom małej zięby ukazała się macocha. Macocha szybko rozejrzała się wokół siebie, zabrała do kieszeni kielich i uciekła.

Dziewczyna leżała tak przez chwilę bez ducha, a mała zięba latała obok niej, co chwilę skubiąc ją albo w nóżkę albo w rękę i głośno ćwierkała. Nagle z krzaków wyłoniła się postać. Był to książę czeski, Witold – syn władcy grodu. Polował on właśnie na dzikie zwierzęta. Gdy ujrzał leżącą na ziemi niewiastę, od razu się w niej zakochał. Nieśmiało do niej podszedł. Książę przestraszył się gdy zobaczył, że dziewczyna nie oddycha. Próbował ją ocucić ale nic to nie dało. Lecz gdy zmoczył jej usta wodą ze źródełka Cyrylka się obudziła. Zobaczyła, że nad nią pochyla się książę Witold.

– Witaj panienko, powiedz ma najmilsza; co się stało? – spytał książę. – Leżałaś tutaj i wyglądałaś jak nieżywa, a jakiś ptaszek ciągle dziobał cię albo w rękę albo w nogę. Przyprowadziło mnie do Ciebie jego żałosne ćwierkanie.

Nie wiem, nie pamiętam, pewnie upadłam i tyle. – powiedziała, ale w tej chwili przypomniała sobie staruszkę, która podała jej kielich z wodą.

- O, tak pamiętam już… przypominam sobie, że wybiegłam z zamku bo zaczął się rozpływać i staruszka, która była poza nim dała mi kielich z wodą i wtedy upadłam. – powoli opowiadała Cyrylka. – Mój tato zawsze przestrzegał mnie przed nieznajomymi, mówił aby im nie ufać… zaczęła szlochać Cyrylka. – Gdyby nie Ty, książę mogłabym tu umrzeć i nikt by mnie nie znalazł…

Książę, przytulił dziewczynę do siebie.

- O, a co trzymasz w ręce? Mogę obejrzeć? – zapytał

- To nic takiego, kawałek zwykłego płótna.

- Przecież to mój zamek – wykrzyknął książę. - Chciałbym aby twój obraz został godłem naszego grodu, zgodzisz się?

- Byłabym zaszczycona! – odpowiedziała radośnie.

- W takim razie zapraszam Cię teraz do mego zamku. Panienka raczy podążyć za mną. - Podał jej rękę i oboje ruszyli w stronę zamku.

Niedługo później odbyło się ich huczne wesele, a po macosze Cyrylki słuch zaginął. Parę lat później, Cyryla urodziła dwójkę cudownych dzieci; Zuzannę i Jerzego.

Na cześć Cyryli, źródełko w lasku, które przywróciło ją do życia, nazwano Źródełkiem Cyryla. Od tej pory godłem grodu stał się rysunek zamku, który namalowała. Zmieniono także jego nazwę; nie były to już Sambice, lecz Ziębice, nazwa wzięła się z od małej zięby, którą książę Witold bardzo polubił. Tak Ziębice rozwijały się przez długie, długie lata, aż do dziś.

--------------------------------------------------------

Pisownia zgodna z oryginałem.

Natalia Magiera

3

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

  • Źródełko Cyryla - Legenda o Ziębicach

    2013-05-25 11:27:28

    Natalia Magiera

    Raz w tygodniu publikujemy nagrodzone w konkursie na najciekawszą legendę Ziemi Ząbkowickiej prace. Organizatorem konkursu było stowarzyszenie LGD Qwsi. Dziś prezentujemy legendę Anny Dubaniowskiej.

  • 2013-05-26 15:08:09

    gość: ~Ziebiczanka

    Choc mieszkalam w Ziebicach nie znalam tej legendy.Dziekuje,ze moja wiedza wzbogacila sie o tak piekna legede.Gdy tylko zawitam do Ziebic pojade do zrodelka i tez napije sie wody,moze moje zycie stanie sie lepsze.

  • 2013-06-02 20:06:30

    gość: ~gr

    A można wiedzieć jakie jest źródło tej legendy? A może to historia wymyślona przez autorkę?

  • 2013-06-02 20:08:34

    gość: ~nanek

    ostatnio dodany post

    To wymyslone historie na potrzeby konkursu

REKLAMA