Sparta Ziębice przegrała w Kudowie-Zdroju 1:3 (0:1) i spadła w tabeli klasy okręgowej na ostatnie miejsce fot.: Marek A. Łuczyński
Orzeł pokonał MKP i zimę spędzi w środku tabeli. Powody do zmartwień mają w Bardzie. Unia znów przegrała i jest pod kreską. W okręgówce wygrany mecz przegrał Zamek.
IV liga: Unia nie łyknęła Piasta, choć punkty miała na wyciągnięcie ręki...
Nie udał się piłkarzom bardzkiej Unii wyjazd do Wrocławia, a konkretniej na osiedle Żerniki, gdzie bardzianie mierzyli się z miejscowym Piastem. Unia do przerwy prowadziła co prawda 1:0 po trafieniu Chęcińskiego, ale po zmianie stron straciła trzy gole i wróciła do Barda bez punktów.
Pierwsza połowa toczyła się z optyczną przewagą gospodarzy, ale konkretniejsi byli bardzianie. Tuż przed przerwą Unię na prowadzenie wyprowadził Chęciński, który dobił uderzenie Malczyka i zdobył kolejną bramkę dla bardzian na czwartoligowych boiskach.
Korzystny wynik Unia utrzymywała do 68. minuty pojedynku. Wtedy to dał znać o sobie doświadczony Kowalczyk, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego ulokował piłkę w bramce Dębowskiego. Gdy wydawało się, że Piast ruszy za ciosem po kolejne gole, w 77. minucie w polu karnym gospodarzy faulowany był Malczyk, a arbiter wskazał na wapno. Do rzutu karnego podszedł Ślepecki, a unici stanęli przed szansą ponownego wyjścia na prowadzenie. Intencje pomocnika bardzian wyczuł jednak Guździoł i odbił futbolówkę, ratując swój zespół przed stratą drugiego gola. Udana interwencja golkipera Piasta dodała miejscowym wiatru w żagle, bo już kilka chwil później gospodarze objęli prowadzenie. Piłkę do bramki bardzian wpakował Osiecki. Wynik rywalizacji na 3:1 dla zespołu z Żernik ustalił w 87. minucie gry Magusiak, wykorzystując rzut karny po faulu Wandzla.
Sobotnia porażka była dla Unii jedenastą w sezonie. Dodatkowo bardzianie wygrali pięć meczów i w dwóch podzielili się punktami, co pozwoliło zakończyć im rundę na szesnastym miejscu w tabeli w gronie 19 ekip. Do dwunastej lokaty, która powinna dać utrzymanie w rozgrywkach podopieczni Tomasza Zielińskiego tracą siedem punktów.
IV liga: Orzeł wymęczył zwycięstwo
Orzeł Ząbkowice Śląskie zwycięskim akcentem zamknął rundę jesienną sezonu 2020/2021. Zespół dowodzony przez Piotra Kupca, który po raz kolejny w roli szkoleniowca zastępował Ryszarda Pietraszewskiego pokonał 3:1 (2:0) MKP Wołów.
Wygrana graczom Orła nie przyszła łatwo, choć przez większą część rywalizacji ząbkowiczanie grali w przewadze dwóch zawodników. To efekt czerwonych kartek, jakie otrzymali piłkarze z Wołowa jeszcze w pierwszej połowie meczu. Gdy jednak gra toczyła się 11 na 11, to przyjezdni mieli dogodniejsze sytuacje do zdobycia pierwszego gola. Dwukrotnie w pierwszych fragmentach rywalizacji gospodarzy przed stratą gola ratował młodziutki Zygmunt, który pojawił się dziś w bramce Orła niejako z konieczności, po tym jak kontuzje zgłosili Gembara i Krakowski.
Kluczowa dla losów rywalizacji okazała się druga część pierwszej połowy. W 28. minucie Orzeł objął prowadzenie po golu Łużnego. Z rzutu wolnego piłkę w pole karne dośrodkował Maciejewski, futbolówka przeszła wszystkich piłkarzy będących w polu karnym i trącona przez Łużnego wylądowała przy dalszym słupku bramki strzeżonej przez Leciejewskiego. To był dopiero początek kilkunastominutowej idealnej serii boiskowych wydarzeń dla Orła. Dwie minuty później podopieczni trenera Kupca grali z przewagą jednego zawodnika. To po tym jak szybką kontrę Orła przerwał faulem na Łaszczewskim jeden z wracających defensorów MKP. Arbiter pokazał piłkarzowi gości drugą żółtą i w efekcie czerwoną kartkę. Chwilę później bliźniacza sytuacja miała miejsce tuż przed polem karnym wołowian. Tym razem w dogodnej sytuacji znalazł się Dymek i on także był faulowany. Arbiter zdecydował się podyktować rzut wolny, ukarał gracza gości żółtą kartką, a że było to jego drugie napomnienie, to on także znacznie wcześniej niż planował musiał udać się pod prysznic. Tuż przed przerwą prowadzenie Orła podwyższył Łaski po dośrodkowaniu z narożnika boiska od Maciejewskiego i ząbkowiczanie do szatni schodzili w doskonałych nastrojach.
W przerwie kibice mogli zastanawiać się kto dołoży kolejne bramki i jaką goleadę na koniec sezonu zafundują swoim fanom gracze ząbkowickiej drużyny. Nic bardziej mylnego. Grający w dziewiątkę przyjezdni z Wołowa dzielnie stawiali opór gospodarzom i nie na wyrost będzie stwierdzenie, że po przerwie byli zespołem aktywniejszym, który stworzył więcej okazji do zdobycia gola. W bramce Orła dobrze dysponowany był jednak Zygmunt, który kilkukrotnie dobrze bronił strzały wołowian. Pokonać nie dał się także z rzutu karnego podyktowanego za zagranie ręką w polu karnym przez Kuriatę. Piłka po strzale Żbika powędrowała bowiem w słupek bramki ząbkowiczan i wyszła poza boisko. Chwilę później ambitni gracze MKP strzelili kontaktowego gola i szykowała nam się emocjonująca końcówka. Było to idealne podsumowanie fatalnie dysponowanych po przerwie ząbkowiczan, którzy mimo gry w przewadze dwóch zawodników nie potrafili wykreować zbyt wielu sytuacji bramkowych, a jeśli już takie tworzyli, to albo brakowało precyzji przy ostatnim dograniu, albo skutecznej finalizacji. Na szczęście z kontaktowego gola goście cieszyli się dosłownie chwilę, bo w kolejnej akcji Leciejewskiego pokonał Kuriata, ustalając wynik batalii na 3:1 (2:0) i zapewniając Orłowi trzy oczka.
Ząbkowiczanie kończą jesienne rozgrywki na ósmym miejscu w tabeli, co jest niezłym wynikiem biorąc pod uwagę fakt, że przez większość rundy Orzeł znajdował się w strefie spadkowej. Nad nią biało-niebiescy mają pięć punktów przewagi. Do czwartego Sokoła Marcinkowice tracą cztery.
Klasa okręgowa: Zamek przegrał wygrany mecz...
Gdy arbiter zakończył pierwszą część spotkania, a podopieczni Grzegorza Czachora schodzili do szatni mając na swoim koncie trzy gole strzelone i zero straconych mało kto spodziewał się, że mogą w Witkowie stracić punkty. Ba, chyba nikt nie brał pod uwagę scenariusza, w którym to Grom zgarnie pełną pulę, a Zamek będzie musiał obejść się smakiem. A jednak. Po końcowym gwizdku wynik brzmiał 4:3 (0:3) dla gospodarzy i to oni mogli wznieść ręce w geście triumfu.
W 20. minucie wynik rywalizacji otworzył najskuteczniejszy w ekipie Zamku Gerlach, który wykorzystał sytuację sam na sam z golkiperem miejscowych. Chwilę później było już 2:0, a to po golu Nowaka, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego plecami skierował futbolówkę do bramki. Tuż przed przerwą trzeciego gola dla Zamku zdobył Wielgosz, popisując się kapitalnym trafieniem z cyklu stadiony świata. Gracz gości uderzył futbolówkę z nożyc z okolic szesnastego metra, a ta zatrzepotała w siatce witkowian. Zaraz po tym golu arbiter zaprosił obie drużyny do szatni.
- Mimo trzybramkowego prowadzenia w szatni nie było widać większego rozluźnienia. Studziliśmy emocje, wiedzieliśmy, że czeka nas jeszcze trudne 45. minut i drugą połowę rozpoczęliśmy nieźle, bo od dwóch bramkowych, niestety niewykorzystanych sytuacji - mówił trener Grzegorz Czachor.
Do 60. minuty nic nie wskazywało na to, żeby Zamek miał w tym meczu stracić punkty. Sygnał do ataku w ekipie witkowian w 60. minucie rywalizacji dał Smutek, który wykorzystał rzut karny. Gospodarze poszli za ciosem i już chwilę później zdobyli kontaktowego gola autorstwa Kloca. - Już wtedy było widać, że presja wyniku niektórym graczom splątała nogi. Pojawiło się więcej nerwowości, niedokładnych zagrań i strat - mówił Czachor. Na kwadrans przed końcem rywalizacji Malca ponownie pokonał Kloc doprowadzając do remisu, a wynik na 4:3 (0:3) dla Gromu w końcówce pojedynku ustalił Cegielski i po trzymającej w napięciu drugiej części gry trzy oczka pozostały w Witkowie.
- Ciężko powiedzieć cokolwiek po takim spotkaniu, tym bardziej, że to nie pierwszy raz kiedy mając co najmniej dwa gole przewagi nie potrafimy wygrać, czy nawet zremisować meczu. W ten sposób straciliśmy w tym sezonie dziewięć punktów - trzy z Gromem, trzy z Victorią, trzy z Kryształem. Brakuje nam doświadczenia, bo uważam, że bardziej doświadczony zespół nie dałby sobie strzelić czterech goli w 45. minut przy trzybramkowym prowadzeniu. Przegrana boli tym bardziej, że w pierwszej połowie mieliśmy jeszcze kilka dobrych okazji na gole i po zmianie stron było zresztą podobnie. Sam Burczak mógł skompletować hat-tricka, Gerlach mógł dorzucić jeszcze jednego gola, Chamerski, Mieszkalski...Zaraz po przerwie mogliśmy strzelić dwa gole i zamknąć mecz, a tak się nie stało. Budując zespół pewne wpadki i straty punktów można zrozumieć, ale gdy w rundzie przegrywasz trzy mecze, w których prowadzisz różnicą co najmniej dwóch goli, to coś jest nie tak. To nie są jednorazowe wpadki. To sytuacje, które powtarzają się zbyt często i trzeba je jak najszybciej wyeliminować - podsumował Czachor.
Zamek z 21. punktami zajmuje w tabeli ósme miejsce. Ekipa z Kamieńca Ząbkowickiego ma przed sobą jeszcze zaległe starcie z Trojanem Lądek-Zdrój. Jeśli wygra może awansować na szóste miejsce, o ile punkty stracą wyżej notowany Zdrój i Zjednoczeni. W przypadku przegranej Zamkowi grozi spadek na dziewiąte miejsce, które i tak daje spokojne utrzymanie, nawet w przypadku spadku z wałbrzyskiej klasy okręgowej sześciu zespołów.
Klasa okręgowa: Bracia Myrdacze ograli Spartę
Po wygranej w derbach nad Zamkiem piłkarze z Ziębic jechali do Kudowy-Zdroju, aby odnieść drugie z rzędu zwycięstwo i dać sygnał, że stać ich wiosną na to, by powalczyć o utrzymanie. Niestety ziębiczanie w meczu z Włókniarzem punktów nie zdobyli. W dodatku znów spadli na ostatnie miejsce w tabeli i choć czeka ich jeszcze jedno zaległe starcie w rundzie jesiennej, to już dziś można stwierdzić, że Sparta musi liczyć na niesamowicie udaną wiosnę - tylko w takim przypadku może zapewnić sobie utrzymanie w rozgrywkach.
W Kudowie-Zdroju podopieczni Radosława Korchana przegrywali już od 14. minuty. Wówczas indywidualną akcję na gola zamienił Patryk Myrdacz. Jednobramkowa przewaga gospodarzy utrzymała się do przerwy. W drugich 45. minutach jedni i drudzy mieli swoje szanse na gola. Raz bramkarza miejscowych przed stratą wyrówującego gola uchroniła poprzeczka. Ostatecznie to kudowianie zdołali po raz drugi trafić do siatki i jasnym stało się, że korzystnego wyniku nie wypuszczą już z rąk. W 70. minucie Brzęczka do kapitulacji zmusił drugi z braci Myrdaczy - Paweł, który strzałem zza pola karnego pod poprzeczkę dał Włókniarzowi dwa gole przewagi. Chwilę później wynik rywalizacji podwyższył ponownie Patryk Myrdacz. Piłka po jego uderzeniu odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki Sparty. Wynik rywalizacji na 3:1 (1:0) w 90. minucie ustalił Jankowski skutecznie egzekwując rzut karny za zagranie ręką w polu karnym przez Pohla.
Sparta ma na swoim koncie zaledwie sześć oczek i zamyka tabelę. Za tydzień w kolejnym zaległym starciu ziębiczanie zmierzą się ze Zdrojem Jedlina-Zdrój plasującym się w środku stawki. Spotkanie zaplanowano na 28 listopada, godz. 13 w Ziębicach.
A-klasa: Nasi bez punktów
W II grupie wałbrzyskiej A-klasy swojego dorobku punktowego nie poprawiła Polonia Ząbkowice Śląskie. Podopieczni Krzysztofa Cupiała przegrali 0:2 (0:0) w Wierzbnej z tamtejszą Wierzbianką. Ząbkowiczanie przerwę w rozgrywkach spędzą na dwunastym miejscu w gronie 15 zespołów, jednak nad przedostatnimi Czarnymi Sieniawka mają zaledwie punkt przewagi.
Obie bramki ząbkowiczanie stracili po przerwie. Pierwszą w 56. minucie, gdy Damiana Cupiała pokonał Kryjak, drugą na kilka minut przed końcem meczu po bramce Ciuby.
W III grupie wałbrzyskiej A-klasy zespoły z powiatu ząbkowickiego także nie zapunktowały. Cis Brzeźnica na własnym boisku uległ walczącej o awans Polonii Bystrzyca Kłodzka 0:4 (0:4). Wynik rywalizacji został rozstrzygnięty już w pierwszej połowie. Najpierw w pierwszych dziesięciu minutach Mikę dwukrotnie pokonał Salitra (raz z rzutu karnego), a przed zmianą stron kolejne gole dla przyjezdnych dołożyli Wojdyła i Wizimirski. Cis po tej przegranej spadł na dziesiątą pozycję w tabeli, ale ma do rozegrania jeszcze zaległe spotkanie. Za tydzień beniaminek z gminy Bardo pojedzie do Łomnicy na mecz z tamtejszą Łomniczanką. Jeśli wygra, może zakończyć rundę na ósmej pozycji. Do znajdującej się na tej lokacie Czermnej brzeźniczanie tracą tylko punkt.
Bez punktów z Międzylesia wróciła Unia Złoty Stok, która po słabym meczu i fatalnych błędach w defensywie przegrała z miejscowymi Sudetami 2:4 (1:1). Do przerwy był remis, a wyrównujące trafienie dla Unii padło po samobójczym golu jednego z piłkarzy Sudetów.
Gospodarze na prowadzenie wyszli w 57. minucie po trafieniu Radosława Macury. Ten sam zawodnik wpisał się zresztą na listę strzelców w pierwszej połowie, a następnie jeszcze także w 70. i 78. minucie rywalizacji, będąc niejako beneficjentem przedwczesnych prezentów mikołajkowych, jakie rozdawali w tym pojedynku defensorzy złotostockiej Unii. Drugiego gola dla złotostoczan przy stanie 3:1 dla Sudetów zdobył młody Wrześniewski.
- Zagraliśmy bardzo słaby mecz. Niektórzy już przed pierwszym gwizdkiem dopisali sobie trzy punkty. Co prawda do straty pierwszej bramki powinniśmy zdobyć co najmniej trzy, ale szwankowała skuteczność. Inna sprawa, że straciliśmy gole, których nie powinno tracić się nawet w drużynach młodzieżowych. Po niezłych ostatnio meczach wydawało się, że rozpoczniemy marsz w górę tabeli, ale niestety brak docenienia przeciwnika odbił się przykrą czkawką - powiedział po spotkaniu Waldemar Tomasiewicz, trener Unii.
Rundę jesienną Unia zakończy na 9 lub 10 miejscu. Wszystko zależy od wyniku zaległego meczu Cisu Brzeźnica. Jeśli brzeźniczanie nie przegrają, to złotostoczanie zimę spedzą na miejscu dziesiątym.
Z sześcioma punktami inauguracyjną pierwszą rundę zmagań w A-klasie kończy Victoria Dębowiec. Beniaminek z gminy Ziębice w ostatnim meczu rundy jesiennej przegrał u siebie 3:6 (1:1) z Iskrą Jaszkowa Dolna. Mimo porażki, ambicji gospodarzom odmówić nie można, bo przez ponad godzinę gry walczyli z wyżej notowanym przeciwnikiem jak równy z równym. Do przerwy był remis. Na bramkę Raczyńskiego z 26. minuty gry, kilka minut przed przerwą odpowiedział Brysiak, wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem.
Drugą połowę znacznie lepiej zaczęli goście, którzy po dwóch trafieniach Dawca z 54. i 56. minuty pojedynku wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Przewagę jaszkowian do jednego gola zmniejszył po chwili Łopatka, głową kierując futbolówkę do bramki Iskry. Strata drugiego gola podziałała na przyjezdnych mobilizująco, bo w ciągu kolejnych 20. minut podopieczni trenera Grudnia trzykrotnie trafiali do bramki Victorii. Wynik rywalizacji na 6:3 (1:1) ustalił Brysiak pięć minut przed końcem regulaminowego czasu spotkania.
em24.pl