Publikujemy kolejną część cyklu, w której miłośnik rowerowych wypraw, ząbkowiczanin Bogdan Tuła opowiada o swojej wyprawie szlakiem Green Velo.
Początek rowerowej wyprawy Bogdana Tuły szlakiem Green Velo [KLIK]
Szlak Green Velo przez Warmię i Mazury przebiega przez północne krańce regionu w pobliżu rosyjskiej granicy. Omija w ten sposób najbardziej oblegane przez turystów kurorty, lecz mimo to pozwala odkryć wiele ciekawych, nieznanych szerzej miejscowości.
Pierwszym zaskoczeniem był dla nas Stoczek Klasztorny. W niewielkiej wsi znajduje się piękny zespół klasztorny, zabudowania z wewnętrznym krużgankiem otaczają małą rotundową świątynię - Sanktuarium Matki Boskiej Królowej Pokoju. W tym klasztorze więziony był po aresztowaniu kardynał Stefan Wyszyński. Pomieszczenia w których przybywał, zamienione na małą izbę pamięci, robią na nas duże wrażenie, zwłaszcza że oglądamy je sami (właśnie trwa w kościele nabożeństwo, ale wszystko jest otwarte). Spacerujemy po klasztornych krużgankach, ogrodzie, mając świadomość, że poruszamy się po śladach Wielkiego Polaka.
Ze Stoczka jedziemy dalej na wschód. Szlak prowadzi po nowo wyremontowanych drogach, jedzie się przyjemnie, ruch znikomy, a szutrowe łączniki prowadzą po urokliwych zakamarkach. Dojeżdżamy do miejscowości Galiny. Przez malowniczy park wjeżdżamy na włości rodu Eulenburgów. Zabudowania pałacu i potężnego folwarku przechodzą obecnie metamorfozę po zniszczeniach wojennych i powojennej grabieży. Obecni właściciele odrestaurowali pałac tworząc w nim klimatyczny hotel, a zabudowania folwarku zaadaptowano na potrzeby jednej z największych w regionie stadniny koni. W klimatycznej restauracji stworzonej w dawnej stajni popijamy gorąca herbatę, podziwiając ogrom pracy włożony w odbudowę całego gospodarstwa. Hotelowi goście, przygotowani do porannej jazdy konnej, rozmawiają w kilku językach. „Pałac Galiny” staje się modny.
Za Galinami postanawiamy sobie skrócić trasę Green Velo, opuszczamy Bartoszyce i Sępopol, kierując się przez Korsze do miejscowości Barciany. Za kolejny cel naszej wędrówki obraliśmy zamek krzyżacki położony nieopodal tej wsi. Docieramy do majestatycznej budowli, która niestety nie miała tyle szczęścia co pałac w Galinach. Trudno sobie wyobrazić że potężna, gotycka siedziba komtura krzyżackiego zakonu skończyła jako PGR-owskie biura i magazyny. Ktoś podjął się próby restauracji obiektu, plany jak widać po podjętych pracach były ambitne, ale chyba przerosły inwestora. Tabliczka „na sprzedaż” na zaryglowanej bramie zamczyska być może skusi kolejnego wizjonera.
Ten odcinek Green Velo prowadzi głównie wyasfaltowanymi ścieżkami rowerowymi biegnącymi wzdłuż dróg zginalnych. Po falistym asfalcie jedzie się komfortowo, więc szybko docieramy do północnego krańca Jeziora Mamry, a potem do Węgorzewa. Kolejne kilometry to zmagania z wiatrem, chłodem i kolejnymi falami deszczu. Postanawiamy rozbić obóz w pobliżu jednego z Miejsca Obsługi Rowerzystów, aby rano znów po trasie starej kolei ruszyć do Gołdapi. Znów skracamy trasę, zamiast szutrami po polach postanawiamy wybrać alternatywną trasę dla Green Velo przez Puszczę Rominicką. Niepewnie spoglądając w niebo, zmierzamy w kierunku miejscowości Stańczyki, a prognoza z telefonu niestety zaczyna się sprawdzać. Zaczyna padać i temperatura spada poniżej 12 stopni; nie licząc naszej wędrówki po Norwegii i wspinaczki na alpejskie przełęcze to nasz rekord. Cóż, zbliżamy się do polskiego bieguna zimna, to nie powinno mnie to dziwić, nawet w lipcu.
Opanowując szczękanie zębami, w prowizorycznie przystosowanej budce zajadamy fatalne frytki, czekając aż przestanie lać. Przed nami potężne wiadukty dawnej linii kolejowej Gołdap – Żytkiejmy. Robią wrażenie - 180-metrowej długości bliźniacze wiadukty, o wysokości niemal 40 metrów, przyciągają mnóstwo turystów. Co prawda jak ktoś widział wiadukty w Żdanowie bez opłat, to płacąc za bilet w Stańczykach trochę narzeka, ale warto! Wykorzystując okno pogodowe i niespodziewany wzrost temperatury ruszamy szybko dalej. Trójstyk granic czeka!
W Stańczykach wskakujemy znów na Green Velo. Dobrze oznakowana trasa prowadzi bocznymi drogami szutrowymi, ale dobrze utwardzonymi. Z pagórków można już dostrzec Rosję! I do jej granic się kierujemy, nieopodal wsi Bolcie znajduje się trójstyk granic Polski, Litwy i Rosji. Podjeżdżamy pod bardzo dobrze przygotowany punkt obsługi rowerzystów, przez kamerę internetową tam zamontowaną machamy naszym rodzinkom i docieramy do słupa granicznego. Niestety leje! Tu wraz z innymi rowerzystami i turystami robimy pamiątkowe zdjęcia, a kolejne czarne chmury zmuszają nas do ucieczki. Czas zmienić kierunek. Ruszamy na południe. „Magiczne Podlasie” czeka.
ms. / em24.pl
REKLAMA
REKLAMA