Unia Bardo nie grała i straciła pozycję wicelidera, Orzeł mimo pauzy zachował ósme miejsce. Niespodzianki w A-klasie - swoje mecze zremisował lider i były już wicelider.
Czwartoligowcy nie grali. Unia Złoty Stok w strefie spadkowej
Nie doszły do skutku mecze z udziałem Unii Bardo i Orła Ząbkowice Śląskie. Ci pierwsi na własnym boisku mieli podejmować MKP Wołów, zaś ci drudzy mieli rywalizować z liderem rozgrywek – Foto Higieną Gać. Okazało się jednak, że po obfitych opadach deszczu obie murawy nie nadawały się do gry i mecze przełożono.
Do podobnego wniosku doszli działacze w Boguszowie-Gorcach, gdzie swój mecz miał rozgrywać Zamek Kamieniec Ząbkowicki. To spotkanie także zostało przełożone. W A-klasie nie odbyły się natomiast dwa mecze – Tarnovia Tarnów przełożyła mecz z Klubokawiarnią Roztocznik, zaś Inter Ożary z Koliberem Uciechów. Powód? Ten sam co powyżej.
Nie przerwali serii porażek. Unici na spadku
Opady śniegu nie przeszkodziły w rozegraniu meczu w Jaszkowej Dolnej, gdzie miejscowa Iskra rozgromiła 5:1 (3:0) Unię Złoty Stok. Po tej porażce podopieczni Artura Oczkosia znaleźli się w strefie spadkowej.
– Miewamy dobre momenty i wcale nie gramy tak źle, jak wskazują na to osiągane przez nas rezultaty. Popełniamy jednak katastrofalne błędy w obronie, z których rywale korzystają – mówił po spotkaniu trener unitów. – Inną sprawą jest brak wspólnych treningów i zgrania. Zespół w przerwie zimowej przeszedł kadrową rewolucję i niestety efekty widać w postaci wyników i miejsca w tabeli – dodawał Oczkoś.
Złotostoczanie na mecz udali się tylko z rezerwowym bramkarzem Bartoszem Klecko, który w 25. minucie musiał pojawić się na boisku i grać jako pomocnik, gdy kontuzji doznał Marcel Kliś. Już wtedy unici przegrywali 0:1, tracąc gola w pierwszej minucie spotkania. – Przy stanie 1:0 dla gospodarzy mieliśmy kilka dobrych sytuacji i mogliśmy wyrównać. Niestety zmarnowaliśmy swoje okazje – mówił Bartłomiej Cebula, atakujący złotostoczan. Swoich szans na podwyższenie rezultatu nie zmarnowali za to podopieczni Pawła Adamczyka. Iskra przed przerwą zdobyła jeszcze dwa gole i do szatni schodziła z trzybramkową zaliczką.
Po zmianie stron gospodarze kontrolowali boiskowe wydarzenia i już w pierwszym kwadransie po przerwie zdobyli dwa trafienia. Ich autorem był Mateusz Uroda. Unię stać było tylko na honorowe trafienie autorstwa Cebuli, który strzałem po ziemi z okolic 16 metra zaskoczył Łukasza Brzezińskiego.
- Wygrana zgodnie z planem. Na wysoki wynik miała z pewnością wpływ szybko strzelona bramka. Mimo okazałego zwycięstwa nie ma wielu pozytywów w naszej grze – narzekał Paweł Adamczyk. - Zamiast spokojnie kontrolować grę to sami ją sobie komplikujemy poprzez głupie straty piłki i kłótnie na boisku. To mankament, który musimy jak najszybciej wyeliminować – wspominał szkoleniowiec Iskry.
Osłabiona Ślęża znalazła patent na Skałki
Nie obejrzeli bramek kibice w Ciepłowodach, gdzie miejscowy beniaminek podejmował lidera ze Stolca. Samo spotkanie nie było porywającym widowiskiem, a prawdziwe emocje nastąpiły dopiero w ostatnim kwadransie gry. Przez praktycznie cały mecz ustawiona bardzo defensywnie Ślęża dobrze rozbijała ataki Skałek i nastawiła się głównie na grę z kontry.
Do 85. minuty obie ekipy miały swoje okazje do zdobycia gola. W pierwszej odsłonie pojedynku najdogodniejszą z nich zmarnował Piotr Kupiec ze Skałek, który przegrał pojedynek sam na sam z Mateuszem Łużnym. Po przerwie, choć optyczną przewagę posiadali goście, to jednak ciepłowodzianie byli bliżsi objęcia prowadzenia. Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry po faulu na Kamilu Zębali w polu karnym arbiter wskazał na jedenasty metr. Paweł Kot wyczuł intencje Dawida Gołdyna i wybronił jego uderzenie, zapewniając Skałkom punkt.
- Urwaliśmy punkt, a byliśmy bardzo blisko trzech. Jestem bardzo zadowolony z mojego zespołu, który bardzo dobrze zrealizował plan na ten mecz. Drużyna zagrała bardzo inteligentnie i z charakterem, dzięki czemu możemy cieszyć się z urwanego punktu – mówił po spotkaniu trener gospodarzy Marek Stepnowski, który w spotkaniu nie mógł skorzystać z kilku podstawowych zawodników, m.in. Seweryna Raszpli, Łukasza Łużnego czy Wojciecha Jamborskiego. Cała trójka pauzowała za kartki. – Przed meczem remis bralibyśmy w ciemno. Patrząc jednak przez pryzmat meczu i niewykorzystany rzut karny niedosyt jednak pozostaje – dodał szkoleniowiec beniaminka.
Sparta bez farta
Dziesięć minut zabrakło Sparcie do utrzymania korzystnego wyniku w Dobrocinie. Podopieczni Grzegorza Bartkiewicza udali się na mecz w jedenastoosobowym zestawieniu, w dodatku z dwoma bramkarzami i kilkoma juniorami.
Od 15 minuty spartanie przegrywali 0:1 po trafieniu Ryszarda Urbaniaka i taki też wynik utrzymał się po trzech kwadransach. W drugiej odsłonie ziębiczanie szybko doprowadzili do remisu po trafieniu Damiana Kozłowskiego, a od 69. minuty prowadzili. Składną akcję Sparty sfinalizował grający w ataku nominalny bramkarz Maciej Łoś. Jego trafienie nie dało jednak ziębickiej ekipie trzech oczek. W ostatnim kwadransie do wyrównania doprowadził Emil Paśko i w konsekwencji obie ekipy podzieliły się punktami.
Warto dodać, że obu ekipom przyszło rywalizować na fatalnym boisku. Miejscami zalegała duża warstwa wody, która utrudniała obu ekipom konstruowanie akcji.
Po tym remisie ziębiczanie nie są już wiceliderem tabeli. Wyprzedziła ich ząbkowicka Polonia, która zaczyna gonić lidera ze Stolca i traci do niego siedem oczek.
Cis bez szans
Piłkarze z Ząbkowic Śląskich nie zmarnowali szansy, by awansować na pozycję wicelidera i w bardzo dobrym stylu rozprawili się z Cisem Brzeźnica. Podopieczni Wojciecha Dujina w rundzie wiosennej zdobyli zaledwie dwa punkty i tylko jedną bramkę w pięciu meczach.
Poloniści już do przerwy prowadzili 2:0, wykorzystując prezenty, jakie sprawili im gracze z Brzeźnicy. W pierwszych minutach do siatki trafił Damian Mikulski. Po długim wrzucie z autu piłka minęła wszystkich zawodników Cisu, w centrum pola karnego zrobiła kozła, a pomocnikowi Polonii nie pozostało nic innego jak umieścić ją między słupkami. Przed przerwą do siatki ponownie trafił Mikulski – tym razem wykorzystał on nieporozumienie bramkarza i obrońcy i z około 30 metrów wpakował piłkę do opuszczonej przez Zająca bramki. – Popełniamy katastrofalne błędy w obronie. Kolejny mecz z rzędu – denerwował się Wojciech Dujin, trenujący Cis.
Po zmianie stron Mikulski skompletował hat-tricka, wykorzystując dogranie Krzysztofa Cupiała. Ten drugi po przerwie był szczególnie aktywny, poza asystą był faulowany w polu karnym i umożliwił Michałowi Ptasińskiemu zdobycie gola nr 4 z jedenastu metrów, a po chwili po indywidualnej akcji sam trafił do siatki i ustalił wynik rywalizacji na 5:0.
Harnaś słabszy od Zielonych
Po ostatnim zwycięstwie z Koliberem gracze Harnasia, choć do meczu przystępowali osłabieni, to z nadzieją na kolejne punkty. Ich rywalem był jednak solidny zespół z Łagiewnik, zajmujący czwartą lokatę. Goście od pierwszych minut posiadali optyczną przewagę, a w 21. minucie wyszli na prowadzenie, gdy futbolówkę do własnej sieci skierował Łukasz Owczarek.
Przed przerwą Harnasiowi udało się jednak wyrównać. Za zagranie ręką w polu karnym arbiter podyktował rzut karny, który na bramkę zamienił Wiesław Ostenda i wydawało się, że taki rezultat utrzyma się do przerwy. Tuż przed zmianą stron Zieloni jednak zdołali wyjść na prowadzenie po trafieniu Mateusza Filończyka, który wykorzystał dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego i pokonał Piotra Gładysza. W drugich 45. minutach kibice zgromadzeni w Niedźwiedziu (tam swoje mecze rozgrywa Harnaś) ujrzeli tylko jednego gola – w 65. minucie wynik batalii ustalił Krystian Kornecki.
Po tej przegranej Harnaś okupuje ósmą lokatę w tabeli, Zieloni umocnili się na czwartym miejscu.
Sinusoida Henrykowianki
W kratkę grają podopieczni Dawida Warciaka na początku rundy wiosennej. Henrykowianka nie może zanotować passy dwóch zwycięstw z rzędu i wygrane przeplata porażkami. Na swoje usprawiedliwienie henrykowianie mogą dodać, że porażek doznawali z wyżej notowanymi rywalami, a jednego z nich zdołali nawet pokonać.
W meczu z Orłem Piława Dolna trener Warciak nie mógł skorzystać z kilku podstawowych graczy. Mimo to Henrykowianka była zdecydowanym faworytem tej rywalizacji. Gdy jednak w 12. minucie Przemysław Rosolik strzelał do siatki Jakuba Przystasia to w Henrykowie zaczęło pachnieć niespodzianką. Tuż przed przerwą do remisu doprowadził jednak Mateusz Respekta.
W drugiej połowie gospodarze przez dwadzieścia minut szukali pomysłu na ponowne rozmontowanie defensywy Orła. Dopiero w 65. minucie udała im się ta sztuka. Do bramki Bartosza Juszczaka trafił Kamil Antkowiak. Goście nie otrząsnęli się po stracie drugiego trafienia, a chwilę później przegrywali już różnicą dwóch bramek po trafieniu Jakuba Kozakiewicza.
Ambitni piławianie tuż przed końcem regulaminowego czasu gry zdobyli co prawda drugiego gola, lecz była to bramka tylko na otarcie łez. Jej autorem był Kamil Błaszkiewicz. Henrykowianka mecz kończyła w dziesiątkę po drugiej żółtej kartce dla Respekty w 89 minucie gry, jednak zdołała utrzymać korzystny wynik i umocniła się w tabeli na piątej pozycji. Orzeł znajduje się na czwartym miejscu od końca, jednak na chwilę obecną ma bezpieczną przewagę nad strefą spadkową.
ms. / Express-Miejski.pl
REKLAMA
REKLAMA