Express-Miejski.pl

Orzeł na remis, zwycięska bardzka Unia. Zamek na fali wznoszącej

Pomimo niezłej pierwszej połowy Unia Złoty Stok przegrała ze Zdrojem Jedlina-Zdrój 2:5 (1:2) i w dwóch meczach rundy wiosennej nie zdobyła jeszcze punktu

Pomimo niezłej pierwszej połowy Unia Złoty Stok przegrała ze Zdrojem Jedlina-Zdrój 2:5 (1:2) i w dwóch meczach rundy wiosennej nie zdobyła jeszcze punktu fot.: mwinnik / Express-miejski.pl

Orzeł remisuje z Bielawianką, Unia Bardo lepsza od Motobi. W Złotym Stoku pojawiło się światełko w tunelu, a coraz lepsze nastroje panują w Kamieńcu Ząbkowickim.

Szybko i pewnie

23 minuty - tyle wystarczyło podopiecznym Tomasza Zielińskiego, aby strzelić trzy bramki i zapewnić sobie pewne zwycięstwo nad niżej notowaną ekipą z Kątów Wrocławskich. Strzelanie w ósmej minucie rozpoczął Paweł Świerzawski, a piętnaście minut później zakończył je Marcin Gerlach. W międzyczasie ładnym golem z rzutu wolnego popisał się Kamil Kuska.

Bardzianie do meczu z Motobi przystąpili po porażce w Gaci. Tomasz Zieliński nie dokonał jednak żadnych zmian w składzie i dał szansę tej samej jedenastce, która walczyła na boisku lidera. Biało-niebiescy przez cały pojedynek mieli kontrolę nad spotkaniem, a swoją wyższość potwierdzili już w ósmej minucie, kiedy strzałem z głowy golkipera Motobi pokonał Paweł Świerzawski. W 19. minucie pojedynku było już 2:0, a z rzutu wolnego świetnie przymierzył Kamil Kuska. Wynik w 24. minucie podwyższył Marcin Gerlach, pakując futbolówkę do siatki z najbliższej odległości. Dla niepełna 20-letniego atakującego był to pierwszy gol w barwach Unii, do której dołączył z A-klasowej Ślęzy Ciepłowody.

W drugich 45 minutach bardzianie cały czas posiadali kontrolę nad pojedynkiem. Tempo meczu nie było jednak porywające. Goście po trzech ciosach z początku meczu nie zdołali się już podnieść, a gospodarze mimo kilku okazji nie zdołali dorzucić kolejnych goli. W końcówce meczu po faulu sprokurowanym przez Łukasza Głowaka goście mieli szansę na gola z rzutu karnego, jednak jedenastkę obronił Piotr Gembara.

Unici po 17. kolejce zajmują w tabeli czwartej ligi piąte miejsce, Motobi jest czwarte od końca.

Pięć minut od zwycięstwa...

Pięciu minut zabrakło do odniesienia drugiego zwycięstwa z rzędu graczom ząbkowickiego Orła. Podopieczni Tomasza Masłowskiego prowadzili 1:0 po bramce Huberta Górskiego, ale nie zdołali dowieźć trzech punktów do ostatniego gwizdka arbitra.

Rywalem ząbkowiczan była Bielawianka Bielawa, która przed tym spotkaniem plasowała się tuż za plecami gospodarzy. Spotkanie nie było porywającym widowiskiem. Przez większą część meczu to przyjezdni dłużej utrzymywali się przy piłce, lecz to miejscowi mieli klarowniejsze sytuacje do zdobycia gola i jedną z nich wykorzystali. W 67. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w polu karnym najlepiej znalazł się Hubert Górski i głową pokonał golkipera przyjezdnych.

Bielawianka ruszyła do ataku i posiadała sporą przewagę. W końcu goście na pięć minut przed końcem dopięli swego. Po dośrodkowaniu z lewej strony i strzale głową Michała Łaskiego świetną interwencją popisał się Seweryn Derbisz, lecz wobec dobitki Konrada Lechockiego był już bezradny. Chwilę później arbiter zakończył pojedynek i choć w obozie ząbkowiczan pozostał spory niedosyt to jednak wydaje się, że rezultat nie krzywdzi żadnej z obu ekip.

- Z przebiegu spotkania i stworzonych sytuacji uważam, że trzy punkty powinny zostać w Ząbkowicach Śląskich. Brak skuteczności w bardzo dogodnych sytuacjach zadecydował o podziale punktów. Gra mojego zespołu nie jest atrakcyjna i jescze długo nie będzie, bo do tego trzeba czasu i stabilizacji w kadrze. Dla mnie liczy się zaangażowanie i wola walki, dlatego też muszę pogratulować drużynie postawy, bo zostawili dużo zdrowia na boisku - powiedział Tomasz Masłowski, szkoleniowiec Orła.

Dali nadzieję

Siedem bramek obejrzeli kibice w Złotym Stoku, gdzie miejscowa Unia uległa 2:5 (2:1) Zdrojowi Jedlina-Zdrój. Przyjezdni podtrzymali serię meczów bez porażki przeciwko złotostockiej drużynie. W dotychczasowych sześciu bezpośrednich meczach między obiema ekipami, jedlinianie wygrywali pięciokrotnie, a raz padł remis.

W niedzielne popołudnie na prowadzenie już w 12 minucie wyszli przyjezdni, po tym, jak Daniela Gurbałę uderzeniem zza pola karnego zaskoczył Damian Kraus. Strata gola podziała na złotostoczan mobilizująco. W 27 minucie po stałym fragmencie gry i zamieszaniu, bramkę wyrównującą zdobył Mateusz Bień, a chwilę później rzut karny na gola zamienił Szymon Markowski i gospodarze objęli prowadzenie. Korzystny wynik podopieczni Artura Oczkosia utrzymali do przerwy, byli równorzędnym przeciwnikiem dla wyżej notowanych gości i zanosiło się na małą niespodziankę. – Do przerwy wyglądaliśmy naprawdę nieźle. Zdrój poza kilkoma strzałami z dystansu praktycznie nie zagroził naszej bramce – mówił zadowolony z postawy swoich podopiecznych w pierwszych 45 minutach trener Artur Oczkoś.

Po zmianie stron obraz gry początkowo nie uległ zmianie. Bliżej zdobycia trzeciego gola byli nawet miejscowi. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego jedlinian uratowała poprzeczka. Z upływem czasu do głosu zaczęli dochodzić jednak goście, którzy od 60. minuty zdominowali boiskowe wydarzenia. W 66. minucie gracze Radosława Kwiatkowskiego doprowadzili do wyrównania. Błąd popełnił Gurbała, którego na przedpolu ubiegł Bartosz Chabrowski i głową skierował futbolówkę do pustej bramki. Zdrój poszedł za ciosem i dwie minuty później już prowadził. Arbiter podyktował rzut karny za faul w „szesnastce” a do siatki unitów z jedenastu metrów trafił Chabrowski, zdobywając swojego drugiego gola w tej rywalizacji. – Najpierw błąd bramkarza, a po chwili dyskusyjny rzut karny podcięły nam skrzydła. Szkoda tych dwóch straconych bramek, bo remis był w naszym zasięgu – dodawał szkoleniowiec unitów.

W końcowych fragmentach rywalizacji Zdrój zdobył jeszcze dwa gole. Najpierw akcję prawą stroną uderzeniem z bliskiej odległości wykończył rezerwowy Konrad Karkułowski, a wynik meczu tuż przed końcem ustalił drugi zmiennik Ireneusz Włochowski. Atakujący Zdroju przyjął futbolówkę w polu karnym i zupełnie niepilnowany ulokował ją między słupkami obok interweniującego Gurbały.

- Jechaliśmy do Złotego Stoku w roli faworyta, ale wiedzieliśmy, że czeka nas ciężkie spotkanie. Do przerwy, mimo iż posiadaliśmy inicjatywę, przegrywaliśmy. Cieszy jednak, że po przerwie pokazaliśmy charakter i potrafiliśmy odwrócić losy rywalizacji, odnosząc zwycięstwo – podsumował pojedynek Łukasz Stachowski, kierownik Zdroju.

Solidny Zamek

Krytycy Zamku powinni schować głowy w piasek. Ci, którzy jeszcze w ubiegłej rundzie mówili, że gracze z Kamieńca Ząbkowickiego są drużyną, która będzie walczyła o utrzymanie grubo się mylili. Podopieczni Arkadiusza Albrechta w dobrym stylu wygrali drugi mecz z rzędu, powoli pukają do środkowej części tabeli, a swoją grą pokazują, że na wiosnę będą wymagającym przeciwnikiem. W sobotę Zamek okazał się lepszy od Iskry Jaszkowa Dolna, wygrywając na boisku rywala 3:1 (2:0).

Prowadzenie ekipie Arkadiusza Albrechta dał w 23. minucie Wojciech Bierut, który skutecznie egzekwował rzut wolny. Tuż przed przerwą podwyższył Mateusz Sopuch, zdobywając gola do szatni. - Pierwsza połowa w naszym wykonaniu niezła, po przerwie, szczególnie w pierwszych 15-20 minutach wyglądaliśmy jednak słabiej. Mimo to mieliśmy okazje na 3:0 i mogliśmy przysłowiowo zamknąć mecz. Niestety albo brakowało ostatniego podania i podjęcia lepszej decyzji albo wykończenia. Dobrą okazję zmarnował Krystian Burczak, a po chwili rywale zdobyli kontaktowego gola i przez chwilę było nerwowo - mówił po spotkaniu trener Zamku Arkadiusz Albrecht.

Iskra po zdobyciu bramki zaatakowała, lecz szybko została zgaszona. Już sześć minut później prowadzenie Zamku na 3:1 podwyższył Sopuch, dla którego to już trzeci gol w drugim meczu rundy wiosennej. Jak się okazało gol Sopucha ostalił jednocześnie wynik meczu. Zamek znów wygrał i powoli pnie się w górę tabeli.

- Cieszą trzy punkty na trudnym terenie. Iskra przed tygodniem zremisowała 2:2 z mocną Victorią Tuszyn i pokazała, że jest naprawdę solidnym oraz dojrzałym zespołem. My cieszymy się z kolejnego zwycięstwa i ważnych trzech punktów - podsumowuje Albrecht. Zapytany o cel na rundę wiosenną mówi jasno: - Chcemy wygrywać każdy kolejny mecz i przesuwać się w górę klasyfikacji.

W ekipie Zamku zabrakło w sobotę Marka Postawy i Wojciecha Brzózki. Tego pierwszego zatrzymały sprawy osobiste zaś ten drugi zmaga się z kontuzją. - Szanse gry dostali inni gracze, zaprezentowali się dobrze i to też napawa optymizmem przed kolejnymi rywalizacjami - kończy trener ekipy z Kamieńca Ząbkowickiego.

- Bardzo cieszy zwycięstwo na trudnym terenie. Iskra u siebie zawsze jest bardzo groźna. Oprócz pierwszych 20 minut drugiej połowy mecz mieliśmy pod kontrolą. Przez brak skuteczności przez chwilę było gorąco (strata bramki na 2-1), ale nasza trzecia bramka ustawiła mecz do końca. Mimo niezłej gry jeszcze mamy wiele do poprawy - powiedział po spotkaniu Krystian Burczak, atakujący Zamkovii.
 
W obozie gospodarzy spore pretensje mieli do prowadzącego zawody Piotra Zieniewicza ze świdnickiego kolegium sędziów. - Przespaliśmy pierwszą połowę. W drugiej goniliśmy wynik, ale nie udało się odrobić straty dwóch bramek. Potrafię przegrać mecz, ale jak należą nam się dwa ewidentnie dwa rzuty karne to ciężko obiektywnie ocenić spotkanie. Mam sporo zastrzeżeń do pracy sędziego, bo trudno mylić się cały mecz na korzyść jednej z drużyn - skwitował pojedynek grający trener miejscowych Paweł Adamczyk.

sm. / Express-Miejski.pl

5

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

REKLAMA