Konkurs na najciekawszą legendę Ziemi Ząbkowickiej został rozstrzygnięty. Do siedziby Stowarzyszenia LGD Qwsi nadesłano 51 prac konkursowych. W każdy piątek będziemy publikować nagrodzone prace. Dziś zaprezentujemy legendę Katarzyny Grabań.
Kamieniecka Księga Zmarłych odnotowała co następuje: „Roku Pańskiego 1332 w poniedziałek wieczorem, w wigilię św. Barbary, do wsi Jonsbach (Janowiec) zszedł z gór sam diabeł, co gospodę i dwie chałupy blisko lasu z ogniem puścił, a życia ośmiu ludzi pozbawił, zanim go chłopi ubili.
Tyle sucha notatka w dokumentach, jak doszło do tej tragedii opowiem.
Miron przyszedł na świat dziewięć miesięcy po święcie Kupały, gdy światło płonących ognisk, gorzała i noc gorąca rozpalała namiętności, serca pulsowały uczuciem i pożądaniem. Ciemność kryła twarze i zapewniała zachowanie tajemnic tej nocy.
Matka Mironowi nigdy o tej nocy nie wspominała, ani kto jest jego ojcem, a z pewnością był to mieszkaniec tej wioski. Może z oddali spoglądał w ich stronę, ale nigdy nie zainteresował się ich losem. Może też wstydził się Mirona dla którego los nie był łaskawy – był szpetny a na domiar złego garbaty.
Matka starała się jak mogła osłodzić mu dzieciństwo, nie szczędziła mu pieszczot, tuliła i pieściła. Wieczorami, po ciężkiej pracy gdy nikt ich nie słyszał opowiadała o leśnych skrzatach, o gwiazdach i o szczęściu...
Nie mieli łatwego życia. Zamieszkiwali małą, wilgotną izbę obok karczmy, gdzie matka była pomywaczką. Mirona od najmłodszych lat goniono do pracy, a to do pasienia gęsi, a to po chrust do lasu, a to do wyrzucania gnoju. Nikt nie chciał wiedzieć, że Miron jest jeszcze małym dzieckiem i do tego ułomnym. Często doskwierał im głód.
Mijały lata. Miron rósł. Urody nie miał, ale miał złote serce. Nie dość, że starał się jak mógł ulżyć w pracy swojej ukochanej matce, ale służył pomocą wszędzie tam gdzie go poproszono lub sam widział czyjąś niemoc. Mówiono, że co, jak co, ale ma smykałkę do majsterkowania – złote ręce. Potrafił z niczego zrobić „coś”. Potrafił wystrugać zabawki, naprawić narzędzia i poprawić cieknący dach. Mimo tego nie raz słyszał, że jest bękartem, że brzydal, że garbus. Znosił to wszystko z pokorą, ale bywało, że w ciszy zapłakał i pytał Boga – dlaczego? - dlaczego sąsiedzi, którym często pomagam tacy są dla mnie?- dlaczego mojej matki, która tak ciężko pracuje nie uszanują?- dlaczego?
Miron dorastał i nadszedł czas, że serce w młodzieńcu się obudziło i pokochał córkę karczmarza. Długo walczył z uczuciem, krył się z tym jak mógł. Jedynie matce pewnego wieczora powierzył tą tajemnicę. Serce matki z trwogą zadrżało – synu mój – ona nie dla ciebie. Przestań o niej myśleć, wyrzuć tę miłość od siebie jak najdalej. Zapomnij się w pracy, niech ci dobry Bóg pomoże.
Miron pracował od świtu do nocy, by zmęczeniem zagłuszyć uczucie. Pracował w okolicznych wioskach, w lesie, ale nie mógł zapomnieć, nie potrafił przestać kochać. Choć krył się z tym uczuciem dziewczyna domyśliła się, że Miron ją kocha. Zaczęła go zwodzić, to mu obiecała spotkanie, to się naśmiewała z niego, kpiła. Miała co raz to nowe zachcianki: to kazała przynieść gołębicę, to wystrugać ptaszka z drewna, to z jarmarku przywieźć korale. A Miron, by choć przez chwilę była dla niego miła spełniał jej wszystkie zachcianki.
Gdy pewnego dnia goście w gospodzie zaczęli przygadywać karczmarzowi, że garbusa będzie miał za zięcia ten wpadł w straszny gniew. Jak taki ktoś mógł się ośmielić zakochać w jego córce? Dziewczynie zabronił z Mironem rozmawiać, a Mironowi i jego matce rozkazał wynosić się z jego izby, która zajmowali.
Obawy matki się ziściły. Jego miłość do córki karczmarza stała się początkiem ich niedoli. Zostali bez mieszkania i bez pracy. Była to pora jesieni – padały deszcze i ich serca też płakały. Mieli nadzieję, że mieszkając tu tyle lat, tyle razy pomagając, nikogo nie krzywdząc, że znajdą pomoc u sąsiadów. Chodzili od domu do domu. W najlepszym wypadku dostali kawałek chleba i słowa idźcie z Bogiem. Serca i domy pozostały dla nich zamknięte.
W wigilię św. Barbary opuścili z węzełkiem na plecach swoją rodzinną wieś Janowiec. Wieś szybko o nich zapomniała, ale Miron pamiętał. Pamiętał, że matka zmarła z nędzy, pamiętał o szyderstwach i upokorzeniach.
Minęło kilkanaście lat, a w Mironie wzbierała żałość, złość i nienawiść. Zaczął myśleć o zemście za swoje i matki krzywdy. I wrócił do wsi w wigilię św. Barbary przebrany za diabła.
Co się wtedy wydarzyło, to już wiecie.
W diable nikt nie rozpoznał ich dawnego współmieszkańca – garbatego Mirona.
Katarzyna Grabań
Legenda o Diable z Janowca
2013-04-18 09:55:10
Katarzyna Grabań
Konkurs na najciekawszą legendę Ziemi Ząbkowickiej został rozstrzygnięty. Do siedziby Stowarzyszenia LGD Qwsi nadesłano 51 prac konkursowych. W każdy piątek będziemy publikować nagrodzone prace. Dziś zaprezentujemy legendę Katarzyny Grabań.
2013-04-19 11:16:48
gość: ~AREBOR123
ostatnio dodany post
Super opowieść :-)
REKLAMA
REKLAMA