W Krzelkowie, podobnie jak w innych miejscowościach, żyją rodziny Polaków zamordowanych w Baryszu przez kureń UPA podczas mordu w nocy z 5 na 6 lutego 1945 r. Dotychczas tragicznie zmarli spoczywali w zbiorowej mogile, która bardziej przypominała śmietnik niż miejsce pochówku. Mieszkańcy Krzelkowa i okolic postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i ufundowali tablicę upamiętniającą zabitych Polaków, którą następnie ukradkiem przewieźli przez granicę.
Pomysł postawienia tablicy zrodził się spontanicznie. Najpierw na kościele parafialnym św. Jadwigi w Krzelkowie zamieszczono pierwszą płytę. Później pojawiła się myśl o pomniku w Baryszu.
– Podczas prywatnego wyjazdu na Ukrainę w maju zeszłego roku złożyliśmy nieplanowaną wizytę Przewodniczącemu Rady Wiejskiej w Baryszu i przedstawiliśmy naszą propozycję – wspomina Teresa Czerniawska, jedna z organizatorek przedsięwzięcia. – Od razu wyjaśniłam, że jako potomkowie zamordowanych chcemy złożyć tablicę pamiątkową ku czci, bez kontrowersyjnych treści, bez oskarżeń. Ku naszemu niedowierzaniu otrzymaliśmy zgodę, która przyspieszyła działania – kontynuuje T. Czerniawska.
Początkowo plan miał być realizowany za rok od rozmowy, jednak obawy przed zmianą decyzji miejscowych władz przyspieszyły działania organizacyjne. Inicjatorzy pomysłu zebrali od chętnych mieszkańców fundusze na postawienie tablicy oraz wyjazd i zajęli się formalnościami.
– W międzyczasie polski ksiądz z Buczacza zasugerował nam, żebyśmy porozmawiali z miejscową ludnością i duchowieństwem o naszych działaniach, a także zaprosili ich do uczestnictwa w uroczystości – mówi Zenon Boczar.
„Otwierajcie i wyciągajcie bagaże!”
Gdy kwestie organizacyjne zostały załatwione, pozostało jeszcze przewiezienie tablicy. Państwo Czerniawscy, Zenon Boczar oraz Justyna Baranowska 14 września wyruszyli w kierunku granicy z płytą ukrytą na dnie bagażnika.
– Płytę włożyliśmy na dno, na to specjalna wykładzina, koc, bagaże i prezenty, by nie wzbudzać podejrzeń. Pechowo kolejka przed nami rozładowała się i celnik oznajmił, że będzie kontrola – opowiada Z. Boczar. – Nie baliśmy się, bo wiedzieliśmy z doświadczenia, że to rutynowe działania, stres się pojawił, gdy celnik kazał opróżnić bagażnik. Odruchowo w tych nerwach zaczęłam zdecydowanie wyjaśniać podniesionym głosem, że nie ma tam czego szukać. Celnik zaskoczony kazał nam jechać – wspomina T. Czerniawska. Do dziś współtowarzysze śmieją się, że odwaga Pani Teresy uratowała wyprawę.
„To ja jestem Helena!” – spotkania i wzruszenia
Dzień przed uroczystościami, po ostatnich przygotowaniach, zaczęły pojawiać się pytania: jak nas odbiorą, czy przyjdą, czy będą uczestniczyć – wspominają mieszkańcy Krzelkowa. Następnego dnia, 16 września 2012, mieszkańcy Barysza, a także proboszcz greckokatolicki i prawosławny ksiądz rozwiali wszelkie wątpliwości, licznie i aktywnie uczestnicząc w ceremoniach. Po części oficjalnej był czas na rozmowy, wspomnienia i niespodziewane spotkania po latach.
– Miejscowi podchodzili do nas po uroczystości, chcieli rozmawiać, ale nikt się nie przedstawiał. W pewnym momencie jedna z kobiet wspominała, że jej ciocia miała dwie córki, Zosię i Helę, ale Hela pojechała do Ameryki. A ja mówię: to ja jestem Helena! Wtedy ona zaczęła mnie ściskać, płakać... wszyscy płakali... Łzom i wzruszeniom nie było końca – opowiada Pani Helena Byk, która będąc dzieckiem, mieszkała w Baryszu.
Również Helena Galik odwiedziła miejsce swego urodzenia, baryskie osiedle Mazury, gdzie zamordowano najwięcej Polaków.
– Mimo upływu lat zrobiło mi się żal, bo wszystko wyglądało inaczej. Dom już inny, ponieważ większość zabudowań na Mazurach spalono podczas rzezi w 1945 r. – przypomina Pani Helena.
– Mieszkańcy Barysza przyjęli nas życzliwie, chętnie pokazywali miejsca zamieszkane przez naszych przodków, wymieniali adresy, jednak wciąż nie chcą wracać do wydarzeń z 1945 r. Tłumaczą, że nie pamiętają, że są przesiedleńcami, odcinają się od mordów. Tylko nieliczni wracają w opowieściach do tamtej tragicznej nocy, gdy zabito 135 Polaków, głównie kobiety, dzieci i starszyznę – opowiada Z. Boczar.
Pojednanie, nie oskarżanie
Celem wyjazdu było upamiętnienie zamordowanych Polaków, przypomnienie wydarzeń i próba ich zrozumienia, a także pojednanie. Moi rozmówcy zgodnie podkreślają, że nie pojechali rozliczać, szukać winnych, lecz by stworzyć godne miejsce spoczynku ich przodków, sąsiadów, rodaków, które ocali od zapomnienia tragicznie zmarłych. Inicjatywa, do której początkowo sceptycznie podchodziło wiele ludzi, dzięki determinacji i odwadze kilku osób nie tylko została pomyślnie zrealizowana, lecz także budzi coraz większe zainteresowanie. Jeszcze tego lata planowane są kolejne odwiedziny Barysza i mogiły Polaków.
Dorota Getinger/Express-Miejski.pl
Niezwykła historia krzelkowian
2013-03-12 14:46:42
Dorota Getinger/Express-Miejsk
W Krzelkowie, podobnie jak w innych miejscowościach, żyją rodziny Polaków zamordowanych w Baryszu przez kureń UPA podczas mordu w nocy z 5 na 6 lutego 1945 r. Dotychczas tragicznie zmarli spoczywali w zbiorowej mogile, która bardziej przypominała śmietnik niż miejsce pochówku. Mieszkańcy Krzelkowa i okolic postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i ufundowali tablicę upamiętniającą zabitych Polaków, którą następnie ukradkiem przewieźli przez granicę.
2013-03-13 08:17:11
gość: ~Stanisław
Każda wojna rodzi upiory, które w połączeniu ze ślepym nacjonalizmem, dopuszczaja się bestialstw na niewinnych ludziach. Smutne jest to, że te tereny były pozostawione przez wiele miesięcy na pastwę losu po przejściu frontu. Oddziały UPA przezornie nie atakowały żołnierzy radzieckich, uzyskując tym samym dużą swobodę w „oczyszczaniu” terenu.
Podziwiam potomków rodzin pomordowanych Polaków, że godnie postępując, bez nienawiści i żądzy zemsty, w duchu pojednania pamiętają o tych czarnych kartach w naszej i sąsiadów historii.
Czas leczy rany, lecz ból pozostaje i o tym należy pamiętać.
2013-03-13 12:07:37
gość: ~kresowiak
Czas leczy rany... szkoda że tylko nasze. Na Ukrainie odradza się nacjonalizm w tej najgorszej postaci. Partia "Swoboda" pisze historię Ukrainy na nowo domagając się nawet od nas zwrotu rzekomo odwiecznie ukraińskich ziem aż po Kraków albo stawiając w miejscach bestialskich mordów na Polakach pomniki bandery i innych gierojów morderców aby uwiecznić ich walkę o niepodległość kraju. Lub jak to ma miejsce w Hucie Pieniackiej, gdzie dokonano jednorazowo rzezi na ponad tysiącu Polaków postawili dwujęzyczną tablicę z której wynika że Polacy zarżnęli się sami. A nasz rząd zamiast protestować to jeszcze przyjmuje projekt ustawy w myśl której Polska przeprasza Ukrainę za akcję "Wisła" . Tylko że my ich wysiedlaliśmy na ziemie wschodnie a oni wyżynali na miejscu kobiety, starców i dzieci bo bali się z mężczyznami walczyć którzy poszli bronić Polski.
2016-10-22 00:11:21
gość: ~Janusz
Ciekawy artykuł.Też byłem w Baryszu dwukrotnie we wrześniu 2011 i we wrześniu 2013 kiedy już była na cmentarzu tablica pamiątkowa.Odwiedziłem dom w którym mieszkał mój ojciec na Czeremszynie naprzeciw dworu księcia Świdrygiełły Świderskiego. Dom stoi ,cały, mieszka w nim przesiedlona Ukrainka z Bieszczad/Baligrodu/.Spotkalem tam też starszą kobietę która chodziła z jedną z moich ciotek do szkoły.Wspominała też ten straszny dzień 6 lutego 1945r jak zwożono ciała wszystkich pomordowanych.Wtedy też zamordowana została moja ciotka Stefania.Była wtedy młodą 14-to letnią dziewczyną.Jak rozmawia się z mieszkańcami o tamtych wydarzeniach to niezbyt chętnie stwierdzają,że tak się jakoś porobiło i że to przecież nie oni tylko ci co przyszli w nocy.Prawdą jest też że moją babkę z drugą moją ciotką, wówczas małym dzieckiem, przechowała Ukrainka,sąsiadka.
2023-07-08 19:27:59
gość: ~Józef
ostatnio dodany post
Dziękuję i gratuluję ks.Wojtkowi i wszystkim , ktorzy postawili pomnik. Byłem w Baryszu jeszcze za ZSRR i kilkakrotnie póżniej.Naszego domu nie ma został spalony.
Pozdrawiam!
Józef Frydryk
REKLAMA
REKLAMA