Zacumował łódź przy brzegu i położył się spać. Gdy wstał łodzi już nie było. Do zdarzenia doszło 5 maja nad ranem na zbiorniku Topola.
55-letni mieszkaniec powiatu świdnickiego spędzał majówkę nad wodą. 4 maja w godzinach wieczornych zacumował łódź przy brzegu i poszedł spać. Z samego rana zorientował się, że przy brzegu nie ma jego sprzętu. Mężczyzna przez lornetkę zobaczył, że należąca do niego łódka znajduje się po drugiej stronie zbiornika i stoją przy niej dwie osoby.
- Początkowo 55-latek próbował odzyskać sprzęt na własną rękę. Gdy dotarł do łódki stwierdził, że brakuje w niej silnika i wioseł. Łódka znajdowała się na terenie zakładu pracy, który był dozorowany przez ochroniarza. Pilnujący mienia pracownik wygonił poszkodowanego z terenu zakładu - relacjonuje Ilona Golec z ząbkowickiej policji.
Wówczas mieszkaniec powiatu świdnickiego poinformował o zdarzeniu policję. Gdy mundurowi z Kamieńca Ząbkowickiego dotarli do zakładu ochroniarz zapewniał funkcjonariuszy, że nic w łodzi nie było, a poza tym stróżowanie przejął kilka chwil temu od poprzednika. Polijanci udali się więc do domu stróża, który pełnił służbę w nocy, ale ten stwierdził, że pierwsze słyszy o takim zdarzeniu. - Policjanci znów pojechali więc do zakładu i ponownie rozmawiali z ochroniarzem. Dodatkowo sprawdzili zarośla przy zbiorniku i tam znaleźli schowany silnik oraz wiosła. Jakby tego było mało, ochroniarz próbował jeszcze tłumaczyć się, że wymontował sprzęt z łodzi... w obawie przed złodziejami - dodaje policjantka.
Poszkodowany odzyskał skradzioną łódź oraz wiosła i silnik. Mundurowi teraz natomiast dokładnie wyjaśniają okoliczności zdarzenia. Za kradzież 57-letniemu ochroniarzowi grozi kara nawet do pięciu lat pozbawienia wolności.
ms. / em24.pl
REKLAMA
REKLAMA