Express-Miejski.pl

Orzeł nadal nie wygrywa, sensacyjna porażka Unii. Zamek zbił Kryszał, Skałki uratowały remis

Koncertowa gra Zamku. Rewelacyjny beniaminek ze Stronia Śląskiego rozbity w Kamieńcu Ząbkowickim

Koncertowa gra Zamku. Rewelacyjny beniaminek ze Stronia Śląskiego rozbity w Kamieńcu Ząbkowickim fot.: em24.pl

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Orzeł remisuje w Żernikach, Unia rozgromiona w Wołowie. Zamek zagrał jak z nut, Skałki uratowały remis. W A-klasie Ślęża doskoczyła do Sparty.

IV liga: Orzeł tylko z remisem i problemami

Gdy w 89. minucie Tomasz Piątkowski dawał Orłowi prowadzenie wydawało się, że biało-niebiescy przerwą w końcu serię meczów bez zwycięstwa. Nic bardziej mylnego. W doliczonym czasie gry piłkarze Piasta Żerniki zdołali wyrównać. Ostatecznie spotkanie zakończyło się remisem 3:3 (1:1), a dla ząbkowiczan był to kolejny z rzędu pojedynek bez wygranej.

Jako pierwsi prowadzenie w meczu objęli gospodarze. W 15. minucie po dośrodkowaniu z bocznego sektora boiska do siatki Derbisza trafił Mateusz Czerwiński. Orzeł w pierwszym kwadransie też mógł pokusić się o gola. Już w pierwszych minutach oko w oko z golkiperem z Żernik stanął Dawid Kuriata, ale dobrze interweniował golkiper gospodarzy. Po stracie bramki Orzeł ruszył do ataku i miał dwie dogodne okazje do zdobycia wyrównującego trafienia. Ponownie zawodziła jednak skuteczność. Dopiero w około 30. minucie gry po rzucie rożnym i zamieszaniu z najbliższej odległości do bramki Piasta trafił Tomasz Piątkowski. Remis 1:1 utrzymał się do końca pierwszej połowy.

Po zmianie stron obie ekipy dążyły do zdobycia gola dającego prowadzenie. W poczynaniach jednych i drugich było jednak dużo nerwowości i niedokładności. Dopiero w 70. minucie gry po zamieszaniu w polu karnym gospodarzy do siatki trafił Dawid Kuriata i dał Orłowi prowadzenie. Ząbkowiczanie cieszyli się z niego zaledwie dziesięć minut. W polu karnym Krakowskiego, który chwilę wcześniej zastąpił kontuzjowanego Derbisza, doszło do prawdziwego bilarda. Piłka odbiła się od nóg graczy Piasta i ostatecznie wpadła do siatki ząbkowiczan tuż przy słupku.

To nie był jednak koniec emocji. W 89. minucie indywidualna akcja Piątkowskiego przyniosła bramkę dla Orła i ponowne prowadzenie, ale w doliczonym czasie gry Piast zdołał wyrównać i obie ekipy podzieliły się punktami.

Piast utrzymał piąte miejsce w tabeli, Orzeł jest dziewiąty. Obie ekipy w tabeli dzieli różnica sześciu oczek. Orzeł we wtorek zagra w Wałbrzychu, gdzie uda się przetrzebiony kontuzjami. Do pauzujących od kilku kolejek Górskiego, Rózany i Maciaka dołączą najprawdopodobniej Rychlica i Derbisz.

IV liga: Unia zlana w Wołowie

Takiego scenariusza nikt się nie spodziewał. Zajmująca szóstą pozycję bardzka Unia przegrała aż 1:5 (0:2) ze znajdującym się w strefie spadkowej MKP Wołów.

Gospodarze prowadzenie objęli już w ósmej minucie po kontrowersyjnym rzucie karnym. Gembarę z jedenastu metrów pokonał Kamil Ramiączek. Ten sam zawodnik podwyższył rezultat spotkania około dziesięć minut przed przerwą i w Wołowie zaczynało pachnieć sensacją.

Po zmianie stron bardzianie ruszyli do ataku. Kontaktowego gola dla Unii zdobył Tomasz Robak. Unici nie zdołali pójść jednak za ciosem, bo chwilę później zostali skarceni ponownie przez Ramiączka, który tym samym skompletował hat-tricka. Czwarte trafienie dla gospodarzy było autorstwa Łukasza Skowronka, który niefortunnie skierował futbolówkę do własnej bramki. Wynik rywalizacji ustalił Timur Pogranichny na kwadrans przed końcowym gwizdkiem arbitra.

Teraz bardzian czeka spotkanie u siebie. We wtorek podopieczni Tomasza Zielińskiego podejmą u siebie Nysę Kłodzko. Unia mimo porażki utrzymała szóstą pozycję w tabeli.

Klasa okręgowa: Świetny Zamek

W Kamieńcu Ząbkowickim miejscowy Zamek podejmował trzeci w tabeli zespół ze Stronia Śląskiego. Kibice, którzy odwiedzili stadion przy ul. Złotostockiej, widząc grę gospodarzy, mogli przecierać oczy ze zdumienia. Z przebiegu meczu to podopieczni Arkadiusza Albrechta sprawiali wrażenie jakby byli trzecią siłą ligi i walczyli o awans do czwartej ligi, podejmując na własnym boisku ligowego średniaka. - To drugi taki mecz odkąd jestem trenerem tych chłopców. Wychodziło im wszystko. Śmiało można to spotkanie porównać do meczu z Żarowem w poprzednim sezonie, kiedy to Zjednoczeni po porażce z nami rzutem na taśmę przegrali awans do czwartej ligi - mówił trener Zamku.

Zamek już do przerwy prowadził różnicą trzech goli. Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Piotr Satanowski, a jedną bramkę dołożył Mateusz Sopuch. Trzy gole piłkarze Albrechta zdobyli w odstępie dziesięciu minut - od 25. do 35. minuty gry. Miejscowi mogli prowadzić już wcześniej, ale zmarnowali dwie dogodne sytuacje.

Po przerwie koncert gry gospodarzy trwał nadal. Zaraz po zmianie stron Zamek zadał wiceliderowi ze Stronia Śląskiego kolejne dwa ciosy. Czwarte trafienie było autorstwa Kamila Sienkiewicza, a piąte rezerwowego Mateusza Chołuja. Ten sam zawodnik ustalił także wynik rywalizacji w końcowych minutach, zdobywając szóstego gola dla Zamku. Kryształ stać było tylko na jednego gola - z rzutu karnego przy stanie 5:0.

Goście ze Stronia Śląskiego mimo zaskakująco wysokiej porażki 1:6 (0:3) wciąż zajmują trzecie miejsce. Zamek awansował na ósme miejsce, tracąc do siódmych Skałek Stolec trzy punkty. Liderem ze sporą przewagą pozostaje noworudzki Piast. - Ten mecz pokazał, że ta drużyna ma potencjał żeby grać o najwyższe cele, a nie tylko miejsca 7-9. Brakuje nam jednak regularnych treningów z wysoką frekwencją i to jest nasza bolączka - dodaje szkoleniowiec Zamkovii.

Teraz przed graczami Arkadiusza Albrechta prawdziwy maraton - we wtorek jego zespół zagra z LKS Bystrzycą Górną, w czwartek ze Szczawnem-Zdrój, a w przyszły weekend ze Skałkami Stolec. - Najważniejsze spotkanie to derbowy mecz ze Skałkami, jednak w dwóch wcześniejszych meczach także powalczymy o punkty. Bystrzyca to mocny zespół, rycerze wiosny, a ekipa ze Szczawna to także niewygodny przeciwnik. Widząc jednak to, co chłopcy zaprezentowali w meczu z Kryształem to jestem pełen optymizmu - mają ogromny potencjał, który muszą zacząć częściej wykorzystywać - zakończył trener Zamku.

Klasa okręgowa: Skałki wyrwały remis

Niesamowite emocje towarzyszą ostatnim spotkaniom z udziałem stoleckich Skałek. Przed tygodniem podopieczni Wojciecha Siewruka rzutem na taśmę pokonali Victorię Świebodzice, a w miniony weekend w doliczonym czasie gry uratowali remis z beniaminkiem z Lubawki. Nie był to jednak remis traktowany w kategoriach sukcesu. Orzeł zajmuje w tabeli przedostatnie miejsce i ma już tylko iluzoryczne szanse na wywalczenie utrzymania w rozgrywkach.

Do Lubawki Skałki udały się tylko z dwoma zawodnikami rezerwowymi. W kadrze zabrakło m.in. Dudzica, Idziego oraz Farona. Mimo to goście były faworytem do zdobycia trzech punktów. Do przerwy jednak korzystny wynik mieli gospodarze. W 14. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zamieszaniu Pawła Kota pokonał Krzysztof Musiał.

Skałki mimo optycznej przewagi długo nie potrafiły znaleźć recepty na doprowadzenie do remisu. Dopiero w około 60. minucie gry dobrym podaniem popisał się Marek Galik, a do siatki trafił Piotr Kupiec. Im bliżej było końca gry tym obie drużyny zaczęły bardziej ryzykować w poszukiwaniu zwycięskiego trafienia. W 85. minucie tylko świetna interwencja Pawła Kota uchroniła Skałki od straty gola, jednak w doliczonym czasie gry po znakomitym strzale Tomasza Szyszki Kot został zmuszony do kapitulacji. Nie był to jednak koniec emocji. Skałki wznowiły grę od środka, Spyrka długim zagraniem uruchomił Zalota, ten dograł piłkę w pole karne do Głowaka, a pomocnik Skałek trafił do siatki Orła i ustalił wynik batalii.

Skałki z 33 punktami są na siódmym miejscu. Teraz przed nimi spotkanie z beniaminkiem z Roztoki.

A-klasa: Charakterna Ślęża

Ślęża od 40. minuty przegrywała 1:2, a dodatkowo od 57. minuty grała w dziesiątkę. Gospodarze pokazali jednak, że nie przypadkowo są pretendentem do awansu do klasy okręgowej. Podopieczni Marka Stepnowskiego odwrócili losy rywalizacji ze Słowianinem Wolibórz, wygrali 4:2 (1:2) i zrównali się punktami z liderującą Spartą Ziębice.

Ciepłowodzianie objęli prowadzenie w 26. minucie meczu po trafieniu Seweryna Raszpli. Końcówka pierwszej części gry należała jednak do gości. Dokładnej do Borysa Macioszka, który najpierw z rzutu karnego, a po chwili po dośrodkowaniu z rzutu wolnego dwukrotnie umieszczał futbolówkę w bramce Ślęży. Do przerwy goście z Woliborza prowadzili 2:1 i kibice Ślęży mogli mieć powody do niepokoju.

Na domiar złego w 57. minucie z boiska został wyrzucony Patryk Ochał, który obejrzał drugą żółtą kartkę i sytuacja Ślęży skomplikowała się jeszcze bardziej. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce było zupełnie inaczej. Już kilka chwil później do remisu doprowadził Patryk Antkowiak, a kwadrans przed końcowym gwizdkiem gola dla Ślęży na 3:2 po indywidualnej akcji zdobył Raszpla. Ten sam zawodnik ustalił wynik batalii na 4:2 w ostatniej minucie pojedynku i trzy oczka pozostały w Ciepłowodach.

- Goście zagrali mądrze. Cofnęli się nisko, bronili praktycznie całym zespołem, a pod naszą bramką wykorzystali dwa stałe fragmenty gry. Nasza przewaga przez całe 90. minut była jednak niepodważalna i nawet mimo gry w osłabieniu potrafiliśmy odwrócić losy spotkania. To nie było łatwe, ale w pełni zasłużone zwycięstwo - powiedział Marek Stepnowski, trener Ślęży.

Ciepłowodzianie w najbliższej kolejce zmierzą się z niewygodnym rywalem z Roztocznika. Początek meczu w czwartek o godz. 17.

A-klasa: Przełamanie Interu

Podopieczni Przemysława Gajka potrzebowali czterech meczów na wiosnę, aby w końcu odnieść zwycięstwo. Ekipa z Ożar wygrała 1:0 (0:0) w Roztoczniku, dla którego była to pierwsza porażka na wiosnę.

Jedyna bramka w całym spotkaniu padła w 50. minucie gry. Do bramki gospodarzy z rzutu wolnego trafił Damian Węglarz. Obie ekipy miały swoje szanse na gole, ale kibice więcej bramek już nie ujrzeli. - Mogliśmy, a nawet powinniśmy wygrać wyżej, ale po raz kolejny jesteśmy na bakier ze skutecznością. W efekcie do ostatniego gwizdka sędziego musieliśmy drżeć o wynik - podsumował Przemysław Gajek.

Inter powrócił w tabeli na trzecią lokatę, jednak do liderujących ekip z Ziębic i Ciepłowód traci sześć oczek i w dodatku ma rozegrany jeden mecz więcej. W przyszłej kolejce ożaranie zmierzą się na własnym boisku z Polonią Ząbkowice Śląskie.

A-klasa: Derby dla Henrykowianki

Osiem goli obejrzeli kibice w Henrykowie, gdzie gospodarze w derbach gminy Ziębice rozprawili się ze Zniczem Lubnów, wygrywając 5:3 (4:2) Dzięki tej wygranej opuścili strefę spadkową. W niej znalazł się natomiast Znicz.

Miejscowi prowadzenie objęli w czwartej minucie meczu i nie oddali go do ostatniego gwizdka sędziego. Do siatki już w pierwszych minutach spotkania trafił Mateusz Hawel. Chwilę później prowadzenie Henrykowianki podwyższył Piotr Antkowiak i po siedmiu minutach było 2:0. Za chwilę po raz pierwszy odpowiedzili gracze Znicza, a konkretniej wyręczył ich Piotr Galik, pakując piłkę do własnej bramki. W 28. minucie na 3:1 dla miejscowych trafił Kamil Antkowiak, jednak niespełna pięć minut później gola dla Znicza zdobył Krystian Ungrat. Rzultat do przerwy tuż przed zmianą stron ustalił Piotr Antkowiak.

Drugie 45. minut nie przyniosło już większych emocji. Kibice obejrzeli też tylko dwie bramki W 54. minucie na listę strzelców ponownie wpisał się Hawel i dał gospodarzom komfort przewagi trzech goli. Wynik rywalizacji w ostatniej minucie spotkania ustalił Bogdan Dechnik.

A-klasa: Bez goli w Ząbkowicach Śląskich

Polonia zanotowała drugi remis z rzędu i siódmy w sezonie. Podopieczni Bogumiła Sikorskiego tym razem podzielili się punktami ze słabo radzącym sobie na wiosnę LKS-em Gilów.

Przez cały mecz kibice goli nie obejrzeli. Wydaje się, że bliżej umieszczenia piłki w siatce byli gilowianie, ale raz Daniela Gurbałę od straty gola uchroniła poprzeczka, a raz w sukurs przyszedł mu słupek kiedy groźnie uderzał Paweł Rak, notabene były atakujący ząbkowickiej drużyny. Podopieczni Krzysztofa Cupiała stanęli też przed szansą zdobycia bramki kiedy źle futbolówkę wybił Gurbała, ale uderzenie z ponad 30 metrów gracza gilowian było niecelne.

W zespole z Ząbkowic Śląskich bohaterem mógł zostać Arnold Mika, który w końcowych minutach stanął przed szansą na zdobycie zwycięskiego trafienia, ale ostatecznie futbolówka po jego próbie nie znalazła drogi między słupki.

- Spotkanie dla mnie sentymentalne, jednak do Ząbkowic Śląskich przyjechaliśmy po trzy punkty. Z przebiegu gry wyglądaliśmy na zespół, który ma więcej argumentów na zdobycie bramki, jednak ostatecznie nie zdołaliśmy zdobyć gola -Na minus w tym dniu na pewno sędzia, który w niektórych momentach był zbyt pobłażliwy - mówił Krzysztof Cupiał, trener gilowian, a w przeszłości zawodnik Polonii. Arbiter w całym spotkaniu pokazał tylko trzy żółte kartoniki, choć zarówno gracze jednych i drugich nie przebierali w środkach. - Sędziowanie delikatnie mówiąc nie było najlepsze. Arbiter popełniał błędy i mylił się w dwie strony - dodawał Bogumił Sikorski, trener Polonii. Bezbramkowy remis ocenił jako sprawiedliwy, nie krzywdzący żadnej z ekip. - Goście byli bardziej zdeterminowani i chyba bardziej im zależało. Zdołaliśmy jednak utrzymać czyste konto i zdobyty punkt przy naszej sytuacji kadrowej należy szanować - podsumował.

W czwartek Polonia zagra w Ożarach z Interem.

A-klasa: Thriller w Złotym Stoku. Unici uratowali remis, ale...mają trzy punkty

Mnóstwo emocji towarzyszyło spotkaniu złotostockiej Unii z broniącym się przed spadkiem Koliberem Uciechów. Goście prowadzili już nawet 3:0, ale nie dość, że na boisku roztwonili tę przewagę, to w dodatku w ich zespole wystąpił nieuprawniony zawodnik i wydział gier zweryfikował wynik z boiska na walkower dla Unii.

- Choć w 55. minucie przegrywaliśmy 0:3 to paradoksalnie był to nasz najlepszy mecz w tej rundzie. Nie chodzi tu tylko o samą końcówkę spotkania, ale też o fragmenty meczu, kiedy traciliśmy gole - mówił Waldemar Tomaszewicz, trener Unii. Doceniał też dobrą postawę rywala, abstrahując od pozaboiskowych wydarzeń i gry nieuprawnionego zawodnika.

Złotostoczanie przegrywali od 29. minuty po samobójczym trafieniu Dawida Wójcika. Tuż przed przerwą Wojciech Król skapitulował po raz drugi i do przerwy gracze Kolibera prowadzili różnicą dwóch goli.

Przed zejściem do szatni na boisku nastąpiło sprawdzanie tożsamości graczy z Uciechowa, o które zawnioskowali gospodarze. Piotr Brysiak zakwestionował tożsamość dwóch piłkarzy, natomiast prowadzący zawody arbiter przychylił się do tej opinii w przypadku jednej osoby. Sytuacja została odnotowana w protokole, ale mecz trwał nadal.

W 54. minucie Koliber strzelił trzeciego gola, a w 68. minucie przyjezdni z Uciechowa grali w przewadze jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Dawida Rychtera (konsekwencja dwóch żółtych kartoników). Wówczas nikt o zdrowych zmysłach nie mógł przypuszczać, że Unia zdoła w tym meczu zdobyć chociażby punkt, a jednak. W 78. minucie sygnał do ataku dał Mateusz Stwora, który z najbliższej odległości wpakował futbolówkę do bramki przyjezdnych. Po pięciu minutach ten sam zawodnik dorzucił drugiego gola popisując się celnym uderzeniem z dystansu.

Od tego momentu emocje zaczęły udzielać się wszystkim. Nerwów na wodzy nie potrafili utrzymać szczególnie gracze Kolibera.  W odstępie chwili z boiska wyrzuceni zostali - Umiński i Kurek. Złotostoczanie grę w przewadze szybko udokumentowali bramką. W 90. minucie do wyrównania doprowadził Dawid Wójcik, rehabilitując się za samobójcze trafienie z pierwszej połowy.

Unia w doliczonym czasie gry miała jeszcze okazje na zdobycie zwycięskiego gola, ale uderzenia Piotra Brysiaka i Stwory nie znalazły drogi do siatki przyjezdnych.

- Cieszą trzy punkty, choć wywalczone poza boiskiem. Niemniej jednak uczciwość w tak niskich klasach rozgrywkowych powinna być priorytetem - dodał trener Unii. - Jestem zadowolony z ambitnej postawy zawodników. Bramki straciliśmy po błędach własnych, jednak za całokształt rywalizacji i walkę do końca moim piłkarzom należy się ogromny szacunek - podsumował Tomaszewicz. W czwartek Unia zagra w Gilowie z miejscowym beniaminkiem. Początek meczu o godz. 17.

A-klasa: Złe miłego początki

Wieża Rudnica rozbiła na własnym boisku rywali z Kamiennika, choć do 37. minuty gry nie mogła znaleźć recepty na sforsowanie defensywy gości z województwa opolskiego. W 25. minucie rzutu karnego nie wykorzystał Remigiusz Markiel, który trafił w poprzeczkę. - Mieliśmy ogromną przewagę, ale nasza skuteczność przez większą część pierwszej połowy była niesamowicie kiepska. Już po pierwszych 30. minutach mogliśmy prowadzić różnicą kilku goli. Gości ratowały słupki i poprzeczki, albo też nasza nieporadność - mówi Monika Czekaj, prezes klubu.

W 37. minucie niemoc strzelecką rudniczan przerwał w końcu Marcin Wróbel. Po jego trafieniu worek z bramkami rozwiązał się. Przed przerwą dwa gole dorzucił jeszcze Marcin Stachura, a po jednym Przemysław Czekaj i Artur Kostan. Dzięki tym trafieniom rudniczanie schodzili do szatni z pięćiobramkową zaliczką.

Po zmianie stron festiwal strzelecki trwał nadal. Ostatecznie licznik zatrzymał się na dwunastu. Cztery bramki w meczu zdobył Marcin Stachura. Dzięki tej wygranej rudniczanie wskoczyli w tabeli na ósme miejsce i mają już sześć oczek przewagi nad strefą spadkową.

ms. / em24.pl

6

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

REKLAMA