Express-Miejski.pl

Byłem w Smoleńsku- opowiada Zbyszek Urbaniak

Smoleńsk

Smoleńsk fot.: UMiG Ziębice

Zobacz wszystkie zdjęcia w galerii

Wprawdzie już kilka miesięcy minęło od tragedii smoleńskiej, ale żal jest taki sam, jak 10 kwietnia. Zbyszek Urbaniak miał okazję osobiście pokłonić się nad symbolicznym grobem Pary Prezydenckiej na rosyjskiej ziemi.

Ofiarom katastrofy należy się hołd od każdego Polaka

(ZIĘBICE - SMOLEŃSK) Wprawdzie już kilka miesięcy minęło od tragedii smoleńskiej, ale żal jest taki sam, jak 10 kwietnia. Zbyszek Urbaniak miał okazję osobiście pokłonić się nad symbolicznym grobem Pary Prezydenckiej na rosyjskiej ziemi.

Zbyszek Urbaniak jest specjalistą w rzadkiej już profesji. Jeździ po całym świecie i remontuje lub buduje piece do wytopu aluminium, koksownie i tym podobne duże instalacje. W lipcu przebywał na kontrakcie w Rosji. Pracował ok. 200 km od Moskwy. W drodze powrotnej do Polski postanowił odwiedzić miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku. Po powrocie do kraju podzielił się kilkoma refleksjami.

- Kiedy wracaliśmy do Polski okazało się, że będziemy przejeżdżać kilkadziesiąt kilometrów od Smoleńska. Nikt nie miał wątpliwości. Trzeba tam pojechać - mówi Zbyszek. Dwa busy z szesnastoma Polakami, którzy pracowali w Rosji zmieniły trasę. - Wiedzieliśmy, że do katastrofy doszło przy podchodzeniu do lądowania. Szukaliśmy więc początku pasa startowego - kontynuuje mój rozmówca. Zanim jednak dojechali do Smoleńska wielokrotnie pytali przygodnie spotkanych Rosjan, czy dobrze jadą. Nie musieli długo tłumaczyć, gdzie chcą dojechać. Za każdym razem dostawali precyzyjne informacje, jak dojechać do celu.

- Dojeżdżając do miejsca katastrofy zauważyłem dość wysoki drewniany płot, do którego przymocowane były trzy świecące na żółto lampy. Domyśliliśmy się, że jesteśmy już blisko lotniska. Później dowiedzieliśmy się, że te lampy zostały wymienione tuż po katastrofie, co nas trochę zdziwiło - mówi Zbyszek o swoich pierwszych wrażeniach po przyjeździe na miejsce. Później nasz rozmówca rozpoznał betonową drogę, prowadzącą wprost do miejsca katastrofy. Znał ją z telewizji. Obok stał patrol milicji. Dopiero później zwrócił uwagę na kamień i krzyże upamiętniające ofiary.

Las w niczym nie przypominał tego, który oglądał w telewizji. Nie było widać połamanych, czy nadpalonych drzew, bo te zostały wycięte. Wszystko wkoło zieleniło się. - Gdyby nie krzyże i wieńce miałbym wątpliwości, czy jestem na miejscu katastrofy - dodaje Zbyszek. Milicjanci nie sprawdzali dokumentów, nie przeszkadzali nikomu w podejściu bliżej krzyży czy lasu. Okazało się, że wieńce są ze sztucznych kwiatów, choć z pewnej odległości sprawiały wrażenie, że to żywe rośliny. Duże wrażenie na przybyłych Polakach zrobił krzyż ułożony ze zniczy. Wszystkie znicze były wypalone. Nie paliło się żadne światełko.

UMiG Ziebice

0

Dodaj komentarz

Dodając komentarz akceptujesz regulamin forum

KOMENTARZE powiadamiaj mnie o nowych komentarzach

REKLAMA